czwartek, 20 września 2012

2 miesiące! :)


Wczoraj minęły 2 miesiące cudownego życia naszej Hani :) Czas leci nieubłaganie szybko! A mała... rośnie jak na drożdżach i rozwija się w (zastraszającym, to chyba nieodpowiednie słowo więc może...) szybkim tempie. Potrafi już zwrócić na siebie uwagę, kiedy to się na nią przez chwilę nie patrzy, poprzez świdrujący wzrok i dźwięk "e", jakby chciała powiedzieć "e - mamo, dlaczego ze mną nie rozmawiasz?". Potrafi rozbroić uśmiechem nawet najzatwardzialszego ponuraka oraz rozbudzić nim rano niedospaną (nie wiedzieć czemu, skoro Hania budzi się max 2 razy w nocy) mamę. Potrafi przez baaaardzo dłuuuugi czas utrzymywać głowę w górze, gdy leży na brzuchu, dźwigać ją, gdy leży na plecach, trzymać grzechotkę zajączka i trafić nią do buzi, unosić brew, jak gdyby się dziwiła (po mamie :) ) i wiele, wiele innych. Najbardziej zaś zachwyca swoim
"a guuuu", które z upodobaniem wypowiada, gdy się z nią rozmawia, jakby rozumiała co się do niej mówi
i odpowiadała rzeczowo na zadane pytanie (tylko dlaczego dorośli są tak mało wykształceni i nie potrafią zrozumieć o co dokładnie chodzi?) Ma też swoje widzi mi się i nielubki, np.: jak większość dzieci nie lubi czapek i ubierania się na spacer, za to na spacerze śpi jak suseł (więc chyba lubi), nie lubi zbyt długo pozostawać poza obszarem zainteresowania i nie lubi (kto by lubił), gdy każe jej się czekać na jedzenie sekundę za długo. :)

Jednym słowem jest cudowna, urocza i prześliczna, co stwierdzam ja - nieskromna rodzicielka :)


Niestety zmora ze skazą białkową trwa i mama jest na restrykcyjnej diecie, a Hani z byle powodu wychodzi uczulenie.

15 września - święto Matki Bożej Bolesnej - był bardzo ważnym dniem dla Hani i jej rodziców, gdyż mała przyjęła pierwszy sakrament - chrzest. Podczas Mszy Św. o godzinie 18:00 w kościele p.w. św. Jana Ewangelisty została przyjęta do Kościoła i otrzymała imiona Hanna Maria. Tym samym jej patronkami stały się dwie cudowne postaci - Maria -Matka Chrystusa i Jej matka - Anna :)

ps.: małe przenosiny bloga dla łatwości edycji i personalizacji - z tego względu wklejam poprzednie posty poniżej :)

wtorek, 18 września 2012

23 sierpnia– 5 tydzień trzyosobowego szczęścia :)


(23 sierpnia 2012)
Mimo prognozowanego porodu przed terminem Hania kazała nam na siebie czekać do 19 lipca 2012 roku :)
Do szpitala trafiłam już w sb 14 lipca na wywołanie porodu za pomocą oksytocyny, które mimo moich największych nadziei i pozytywnej adrenaliny od rana tamtego dnia, że w końcu ujrzymy córkę, nic nie przyniosło. Historia (bez już większych nadziei z mojej strony) powtórzyła się w poniedziałek po niedzieli leżenia brzuchem do góry oraz we wtorek przy innej metodzie oraz w środę aż do wieczora. Pełna złości i pragnienia, żeby w końcu zrobili mi cesarskie cięcie a nie męczyli kroplówkami i tekstami: „piękne skurcze, chyba będzie dziś pani rodziła” z rezygnacją i nowym lękiem udałam się za poleceniem lekarzy z patologii ciąży na porodówkę. O 19.30 przekłuli mi pęcherz płodowy i podali kolejną kroplówkę a o 2.45 po wykańczających bólach krzyżowych i hardcorowej podróży wózkiem inwalidzkim na sam dół szpitala na USG urodziła się Hania ;) W tym to właśnie momencie, jak to mówią kobiety doświadczone w tych sprawach, rzeczywiście wszystkie bóle ustały i już nic nie było ważniejsze od słodkiego ciężaru (3.780 kg) na moich piersiach, długich czarnych włosków, przerażonych wielkich oczu i szukających maminego mleka usteczek. Świat stanął na głowie i byliśmy już tylko ja, Michał i Mała Hania.
Kolejne dni były jednak dość nerwowe z powodu rozłąki i licznych kłuć, badań, itp., podczas pobytu Małej na noworodkach na antybiotykoterapii z powodu zakażenia.  Ze szpitala wyszłyśmy 6 dni po porodzie. Od razu po drodze do mieszkania zgarnęliśmy, siedzącą do tej pory jak na szpilkach w Wielkopolsce, zakochaną po uszy we wnuczce babcię, która przyszła nam z pomocą w tamtych dniach. Zjechali się liczni goście, którzy podziwiali Hanie z każdej strony i było duuuuużo radości.
Ta radość trwa każdego dnia, z małymi przerwami na kolki, które naszą Hanusię niemiłosiernie męczą. Dodatkowo przypałętała się skaza białkowa, więc mama musi być na okropnej diecie bez mleczka, kakałka, masełka, sosików ze śmietanką i innych pyszności – ale czego nie robi się dla dziecka :) )
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę ile rzeczy wzdyma, bo oprócz nabiału zakaz jest jedzenia wszelkich powodujących bąbelki w małym brzuszku rarytasów, a także wszelkich możliwych uczulaczy jak pomidory, truskawki, itd.
Po niecałym miesiącu życia Hania pojechała z rewizytą do babci z Wielkopolski, gdzie zwiedziła Poznań i inne okolice pyrlandii. Każdego dnia poznaje nowe miejsca i rozwija swoje umiejętności. Główkę trzyma dzielnie w górze już od pierwszych dni, teraz pojawiły się pierwsze uśmiechy, a nawet próby gaworzenia. Dziś mija 5 tydzień pobytu Hani poza brzuchem i wszystko byłoby wręcz idealne, gdyby nie te kolki – teraz zaś, przynajmniej jest to wszystko realne ;)

1… :)


(11 czerwca 2012)
To już tuż tuż :)
Temat studiów  na ten semestr mogę uznać niemalże za zamknięty – czas odpoczynku :)
Ile zostało mi leniuchowania bycia sam na sam z mężem? Nie wiem, ale pewnie niewiele, bo jakoś wątpię,  że będzie to cały ten miesiąc, jaki został do 7 lipca :) Ostatnia sobota pozostanie w pamięci poprzez wizytę w szpitalu z pierwszymi poważnymi skurczami :) ) Adrenalina mojego męża ale też rodziców, którzy akurat u nas byli podniosła się na myśl, że może za chwilę zobaczą małą H. :) Ta jednak postanowiła tylko pokazać jak to będzie, kiedy się zacznie i odpuściła po zastrzyku rozkurczowym :) Co prawda od tego czasu co chwilę na nowo podpuszcza mnie do myśli, że to może już, ale jak się zaczynają, tak też kończą pierwsze tak bolesne skurcze w tej ciąży :)
Najważniejsze, że teraz mała byłaby już w pełni gotowa do życia poza moim wielkim brzuchem :)
Kiedy to piszę mała budzi się, jakby wiedziała, że o niej myślę. Często tak jest, jakby istniała jakaś niewidzialna nić łącząca nas obie :)
Cudnie będzie zobaczyć jej małe stópki i rączki :) Jej twarzyczkę…. Tylko do jakiego szpitala się wybrać kiedy poród się rozpocznie? To jest dopiero problem. Tyle ile rodzących tyle opinii, choć najwięcej negatywnych o tym miejscu, które na początku wybrałam za pewnik… ech – ratunku :)

9,8,7,6,5,4,3,2… odliczanie trwa :)


(9 maj 2012)
Już tylko 2 miesiące. To takie niesamowite. W pamięci moment, w którym dowiedziałam się, że w moim brzuchu rośnie fasolka a dziś to już człek jak się patrzy, który swoimi 1664 gramami wpisuje się w ogólny ciężar mojego ciała (wcale już nie taki mały ;) ) Przygotowania ruszyły już na dobre.  Mama dopina temat studiów, tata myśli o budowie domu i zaczyna realizować to w praktyce, a pralka pierze kolejną serię ciuszków, pieluszek, itp. Ulubiony temat to co zabrać ze sobą do szpitala, jakich smoczków używać, czy chustować czy nie ;p Jak to człowiekowi się zainteresowania zmieniają :) )
A w brzuchu rewolucje, tańce wygibańce, skręty w prawo i w lewo i chodzenie po łóżku przez moją skórę ;) niech ćwiczy –  może będzie lepsza w sportach niż mamusia :) )

A jeśliby ktoś to czytał i był zainteresowany, to polecam: http://www.swiadomamama.pl/%C5%9Bwiadoma-mama-w-gda%C5%84sku-0
spotkanie dla wszystkich głodnych informacji o kondycji mamy i dziecka :) )

puk, puk


(29 luty 2012)

Czas pędzi nieubłaganie. Tyle rzeczy się kończy, zmienia, rozpoczyna jednego dnia :)
Od dziś na nowo (dobrowolnie) jestem bezrobotna, w brzuchu ktoś puka do mnie mówiąc – nie jesteś już sama w sobie ;)
Każdy dzień przeżywam ze swoją małą rodzinką – jest pięknie! Szkoda tylko, że to wszystko tak umyka… Może warto czasem zapisać co nieco, puścić w eter aby kiedyś wrócić, powspominać….