Ostatnio zdarzyło mi się kilka, myślę, że można powiedzieć, typowych sytuacji, jakie w życiu matki rodzicielki mogą mieć miejsce.
Otóż, co prawda, nie było to już niemal przysłowiowe bujanie wózka z zakupami w markecie, ale coś w tym stylu :)
Mianowicie - wczoraj wychodząc sama z osiedla zamiast na schody chciałam skierować się na zjazd do wózków. Pomyślałam - taaaa.... macierzyństwo :D
W ubiegły weekend trzymałam Hanię na rękach. Po chwili jakaś dobra kobieta chcąca ulżyć ciężarnej zaproponowała, że ona potrzyma małą. Kiedy oddałam Hanię w dobre ręce, zrozumiałam, że nadal stoję i się bujam z nogi na nogę, jakbym chciała ją uspokoić.
Jeszcze bardziej niepokojącym jest fakt, że gesty rodzicielskie zaczynam odnosić nieświadomie do swojego męża....
wczoraj rozmawiając z nim, chcąc go pogłaskać, moje palce odruchowo rozpoczęły tańczyć w stylu "idzie rak nieborak" ;/
Taaaa, albo to macierzyństwo, albo ciąża, albo przesilenie wiosenne - albo wszystko na raz :D
A a propos ciąży - w moim brzuchu w końcu czuć wyraźne szturchańce - jak ja na to czekałam! Po około dwóch tygodniach zastanawiania się, czy to TO, czy nie TO, wiem już na pewno! Cudowne uczucie, nawet, jeśli nie pozwala spać :)
A to zdjęcia z wczorajszej wizyty Julki i przedwczorajszej Dorotki (oczywiście z mamami). Szkoda, że w poniedziałek nie udało się zrobić zdjęcia z Hankowymi kuzynami - Mikołajem i Olkiem :(
- Dziewczyny - uratowałyście mój tydzień! :))
A tutaj Hania pokazuje, kim będzie w przyszłości, choć wątpię, żeby istniał zawód "wąchacz" :D Ma manię wąchania ubrań i wszystkiego co materiałem się zowie :D Ta czynność, wąchania czapki zająca i mojego szala, pochłonęła ją wczoraj chyba na 20 min :))
hmmm ciekawe, co dodają do tego proszku :D