czwartek, 27 sierpnia 2015

komitywa

Mówiłam i pisałam to wiele razy i pewnie jeszcze wiele razy powtórzę - uważam, że różnica wieku pomiędzy dziećmi, która wynosi około 1 roku jest ideałem!
Owszem, przypuszczam, że początki mogą być trudne. Przypuszczam, bo w takiej kolejności w jakiej ja moje dzieci rodziłam, wcale źle nie było. Janek do około 5(?) miesiąca przesypiał większość dnia, budząc się książkowo co 3 h na jedzenie, poguganie sobie do rodziny i zabawek, przebranie pieluchy i zasypiał ponownie - sam. Zazdrościła rodzina, zazdrościły koleżanki, kiedy widziały jak wynoszę mojego synka do pokoju obok, a on sam zasypia, bez noszenia, tulenia, śpiewania, hopsania, itp.

Przyznaję, gdyby Jan urodził się najpierw, to prawie nie wiedziałabym, że mam malucha w domu, dopóki nie urodziłaby się Hania, co przypadałoby na wzmożoną już aktywność pierwszego dziecia i chyba bym szału wtedy dostała.
Jednak jak wiecie czas leci szybko i nawet w przypadku, gdy kolejność temperamentów nie była zbyt dogodna, to później jest tylko lepiej. 
Mieli rację znajomi, że od pewnego momentu dzieci przy tak małej różnicy wieku, (przypuszczam, że ewentualnie przy różnicy dwóch lat jest podobnie, choć pewnie dłużej się na to czeka), zajmują się sobą (prawie) same. 

Już wcześniej były tego symptomy, a teraz już ewidentnie ich zażyłość jest w rozkwicie. Moja trzylatka i mój dwulatek potrafią zrozumieć się wzajemnie i dogadać (niestety czasem przeciwko rodzicowi), potrafią sami wymyślić zabawę i zaaranżować jakąś scenkę. Potrafią spędzić w swoim towarzystwie dłuższą chwilę, kiedy to matka może zająć się spokojnie innymi obowiązkami i przyznaję - potrafią też wszcząć bójkę i zrobić sobie krzywdę (sporadycznie ;)
Ich komitywa co prawda często ma skutki uboczne w postaci np. zawalonego łóżka wszelkimi możliwymi zabawkami, kredkami i innymi brudzącymi pościel rzeczami, lub klocków lego walających się po całej podłodze, jednak widok dwóch maluchów, którzy przejawiają względem siebie tak ewidentną sympatię - bezcenny. Kolejnym plusem jest fakt, że Jasiek przy Hani wiele się uczy. To niestety smutna prawda, że najwięcej czasu i uwagi poświęca sie pierwszemu dziecku. Kilometry przeczytanych książek, godziny prześpiewanych piosenek i recytowanych wierszyków - tego mogła doświadczyć głównie Hania. Jaś, nad czym ubolewam, miał ku temu okazję znacznie rzadziej. Jednak mając tak rozgadaną i rozśpiewaną siostrę, Janek zna piosenki, których mu nigdy nie śpiewałam - np. o zielonym ogórku, czy kotku, który wlazł na płotek. Jakoś nigdy nie przyszły mi one do głowy, kiedy śpiewałam mu, oczywiste w tej sytuacji, hity typu: Panie Janie. Przykładów można by mnożyć wiele.
Mam nadzieję, że ta zażyłość będzie kwitła i zyskają w sobie przyjaciela na całe życie (i że dopuszczą do tej relacji kolejne rodzeństwo, które nie pojawiło się tak szybko).







środa, 26 sierpnia 2015

marzenia rzeczywistością przegonione

Marzyłam o chwili, kiedy moje dzieci pójdą do przedszkola a ja - matka ciężarna - bezkarnie będę sobie drzemkowała. Oczywiście (jak to często bywa), marzenia rozjechały się z rzeczywistością.
Bo owszem drzemka - dobra rzecz, ale jednak dobrowolna, a nie wymuszona sytuacją. Bo i owszem: dzieci w przedszkolu, łóżko wygodne, ale przyznacie sami, że połączenie ataku korzonków
ciążą, w której tylko paracetamol dozwolony, jest niezbyt udane...


Więc leżę sobie i dumam, o tych wszystkich zajęciach i spotkaniach, które na ten tydzień miałam zaplanowane, o tych kwiatkach niewsadzonych i zielskach niewypielonych z ogrodu,
o bałaganie w kuchni i stosie prania do zrobienia. W końcu myślę
o tym, co miało być przyjemne, kiedy dzieci nie będzie i będę mogła się temu poświęcić bez pośpiechu - mianowicie o hobby różnorakie chodzi. 


Tymczasem dzieci wczoraj z rana, zamiast kubła zimnej wody
na głowę, dostały informację, że wakacje się skończyły, że przedszkole czeka i wyjścia nie ma.

Całe szczęście, że czasu dobrze liczyć nie potrafią, bo co by to było, gdyby się zorientowały, że tydzień wcześniej od maminej spódnicy zostały oderwane!?
W sumie może nic. Bo kiedy ja wczoraj panikowałam, że dzieci moje po tak długiej przerwie, nagle na 8 godzin do placówki posłane i pewnie płaczą i tęsknią, okazało się, że zamiast tatusia
w drzwiach wyczekiwać, nie chciały wyjść z basenu z kulkami, mimo, że były ostatnimi dziećmi jakie się w Bocianowie zostały. 




czwartek, 6 sierpnia 2015

tupot stóp part III

Zamykam oczy, a moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Słyszę tupot trzech par bosych stópek i radosny chichot moich dzieci, które znów coś zmajstrowały.
Po chwili widzę nas przy stole - roześmianych, szczęśliwych... Widzę też trzy pary upartych oczu, które mówią "NIE" i trzy nogi, które zawadiacko uderzają w podłogę.
Widzę wspólne podróże, przygody, trudy i radości...
Marzenia się spełniają... Otwieram oczy i wiem, że jesteśmy coraz bliżej i bliżej. Nie wiem tylko, czy z biegiem lat liczba bosych stópek w mojej wyobraźni znów nie ulegnie zmianie... ;)
 
 
proszę Państwa - wyczekiwana, druga DZIEWCZYNKA <3