środa, 29 kwietnia 2015

Wirty

Coraz mniej mnie tutaj. Życie pędzi, biegnie - coraz częściej nie nadążam - starość nie radość ;)
Dzieje się u nas dużo. Praca, dzieci, dom, ogród - wszystko pochłania nas niemalże w 100%

Dziś udało mi się wykrzesać chwilę dla siebie i poświęciłam ją na zgrywanie zdjęć z aparatu. Korzystając z tej okazji chciałabym otworzyć zapowiedziany cykl:
"Z dzieckiem w Trójmieście"

I od samego początku pierwsza wpadka - bo nie o Trójmieście dzisiaj a o Arboretum Wirty w... Wirtach :)

Sama się nie spodziewałam, że takie miejsca będę tutaj opisywała, ale przyznać muszę, że mimo iż przez przypadek niemalże trafiliśmy do tego parku jestem nim zachwycona. Wszystko dzięki mojemu mężowi, który zabrał nas w niedzielę na wycieczkę po kosiarkę ;)
Jedziemy sobie spokojnie aż tu nagle okrzyk radości wydardł się z ust mojego męża. Okazało się, że od dawna głowił się gdzie było to arboretum, do którego udał się w podstawówce z klasą na wycieczkę i proszę - samo się znalazło! :)

Bilety wstępu - po 2 zł dorośli, dzieci (od wieku szkolnego) 1 zł.

Arboretum czynne jest od 8:00 do zmierzchu. Można się do niego udać zarówno indywidualnie jak i w zorganizowanej grupie. 
A co nam oferuje? Zielone, pięknie zorganizowane przestrzenie, piękne drzewa, krzewy, kwiaty, oczka wodne i jezioro z punktami widokowymi. I choć nie ma tam huśtawek, karuzel i koników bujanych nasze dzieci były zachwycone i pytały czy jeszcze tam przyjedziemy. Arboretum Wirty to okazja, by pobyć twarzą w twarz z przyrodą, pokazać dziecku piękne rośliny i spędzić czas w gronie najbliższych. W ogrodzie dostępne są także przestrzenne łąki, na których można rozłożyć się z piknikiem, pograć w badmintona, czy pomedytować.  Szczerze polecam wybrać się tam na wycieczkę, gdyż już sama podróż do Wirt jest samą przyjemnością, jeśli korzysta się z pobocznych, malowniczych dróg, a nie z A1 ;)












po więcej informacji i profesjonalnych zdjęć zapraszam na http://www.wirty.pl/

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

w przedszkolnych szeregach

Panie w przedszkolu póki co chętnie (same się garną), opowiadają o dniu moich dzieci. Opowieści tych słucham skwapliwie i zazwyczaj są one balsamem na moje serce. Janek bowiem cały dzień nie płacze - pomijając wyciąganie z samochodu i zniknięcie rodzica za drzwiami, Hania sobie dobrze radzi. Są grzeczni, dobrze się bawią, jeszcze lepiej rozwijają - czyli wszystko ok, ale pewnie 99% mam to słyszy.
W czym są oryginalni?

Na pewno nie ma drugiego dziecka, które tak jak Janek cieszyłoby się na widok pani kucharki! Sama byłam świadkiem jego euforii z okrzykami "ciociaaaaaa!", kiedy tylko kucharka weszła do ich sali. To chyba jego ulubiona pani - w końcu dba, aby jego brzusio był pełen! 
Dla Młodego każda pani jest teraz ciocią, którą trzeba zaczepić, zauroczyć, zagadać - także ta obca, co siedziała za nami w kawiarni ;)

Hania nadal nie drzemkuje, ale coś jest takiego w tych przedszkolnych leżaczkach, że ją do nich ciągnie. Dziś Pani doniosła, że Hania mówi do niej tak:
- a może ja też bym się położyła z dziećmi?

- to może wyciągniemy dla Ciebie leżaczek?
- nieeeee, to jeszcze nie jest TEN czas!

W przedszkolu zapanowała jakaś moda, na pokazywanie sobie brzuchów. Panie nie ogarniają już wciągania podkoszulek w spodnie - bo się nie da. Trend objął wszystkie 3-latkowe dziewczynki... Podejrzewam jeszcze modę na plucie - aczkolwiek nie mam dowodu, że to na pewno trend z przedszkola. Hanka jest wręcz tą czynnością zafascynowana. 


Poza tym, Hania jest baaaardzo zainteresowana posiadaniem dziecka.
- mamo, a kiedy będę miała dzidzię?

- jak dorośniesz i będziesz miała męża.
- to może poszukam tego męża.
- no to szukaj.
- a kiedy będę miała męża?
- jak podrośniesz
- a kiedy ja urosnę?
- każdego dnia trochę rośniesz
- będę miała męża i i i i i i i..
- i?
- i będę miała dzidzię na rękach ;)

Szybko wyszłam za mąż, szybko zostałam matką, czyżby i bycie babcią groziło mi wcześnie? 

W związku z tym, że tematy poważne - moje dzieci też na poważnie (bo jeszcze przed posiłkiem) ;)



piątek, 17 kwietnia 2015

chciałabym

Chciałabym być wszechwiedząca, by żadne tajniki tego skomplikowanego świata nie były dla mnie niemożliwe do pojęcia.
Chciałabym przenikać umysły ludzkie i zwierzęce, by poznać ich motywacje działania lub bezczynności
Chciałabym posiadać pamięć fotograficzną i jednym spojrzeniem zapamiętać google maps z  układem najmniejszych, polnych nawet dróg.
Chciałabym być chemikiem, fizykiem, astrologiem, lekarzem, prawnikiem, kosmonautą, administratorem, projektantem i biologiem, by być fachowcem w tych dziedzinach.
Chciałabym wreszcie mieć taki dar tłumaczenia, by jednym słowem wyrazić wszystko, a jednocześnie nie za dużo i nie za mało. Pragnę, by moje odpowiedzi rozwiewały w jednej sekundzie wszystkie wątpliwości i nie powodowały niedowierzania oraz potrzeby powtórzenia...
by moje odpowiedzi na pytanie: "dlaczego" nie powodowały postawienia kolejnego... "dlaczego". Czy to tak wiele?
(faza "dlaczego" part 2.)


A to nasze poranne słodziaki tuż przed atakiem histerii kiedy pierwszy raz od baaaardzo długiego czasu naszła ich (oboje naraz) ochota na czułości ;)








poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Bocianowo

A więc ;) nowe przedszkole.
Placówkę o bardzo "na czasie" nazwie "Bocianowo" testujemy już tydzień. To i dużo i mało, więc zastrzegam sobie prawo do zmiany zdania ;)
Tyle nowości. Przerażona ja, przerażony Janek i głodna przygód Hanka. Z nią poszło gładko. Bez problemu weszła w nowe otoczenie i towarzystwo. Garnie się do Pań i tego nie ukrywa, co jest nowością u niej. Dziwię się, że w poprzednim przedszkolu miała jakieś opory - bo ja żadnych. W poprzedniej placówce Panie były bardzo miłe i otwarte, pełne pomysłów i w ogóle - może to kwestia rozpoczęcia nowego życiowego etapu, a może atrakcyjność miejsca, o którym za chwile.
Janek ostatnimi czasy był uczepiony naszych nóg, a odkąd poszedł do żłobka wyjątkowo lubi trzymać się maminej spódnicy. Pierwszy dzień integracji poszedł bardzo dobrze, ale kolejny dzień zburzył moje nadzieje na łatwy początek. Płakało moje serce, płakał Janek - ale on nieco krócej jak się później okazało, bo po 20 minutach dawał się uspokoić w ramionach nagle nabytych cioć i gnał do zabawy. 

Tak chciałam, żeby moje dzieci były w jednej placówce, a okazało się to wysoce niebezpieczne ;)
Tak się jakoś zsynchronizowało, że grupa Janka spotkała w drodze na plac zabaw grupę Hani. W tym miejscu należy nadmienić, że panie mają traumę do dziś, gdyż grupy te mają wiele zależności. Po pierwsze Panie z przedszkola mają swoje dzieci w żłobku, po drugie - Hania i Jaś nie są jedynym rodzeństwem rozdzielonym piętrem, więc jak się zaczęły płacze, tęsknoty, nawoływania... Jak się nagle aktywowała miłość między rodzeństwem, to Panie nie mogły tego opanować i stanowczo postanowiły sporządzić grafik chodzenia na plac zabaw, co by takowych spotkań nie było ;)



A teraz o Bocianowie. Powiem Wam, że takiej atrakcyjnej oferty dla dzieci jeszcze nie widziałam. Nowiutki, świeżutki, czyściutki, dwupiętrowy budynek (póki co panie sprzątające nawet ściany pucują na bieżąco), zaopatrzony w wiele atrakcji.
Atrakcją nr jeden dla rodziców jest zapewne grota solna, w której dzieci wdychają zdrowe powietrze jednocześnie bawiąc się i edukując. To pomieszczenie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wygląda baaaardzo profesjonalnie, Domek z soli z drewnianymi wrotami, pełno wiader, łopatek, grabek i taczek, mur z soli a pośród tego roześmiane dzieci. Które dziecko nie lubi piaskownicy (sól czy piasek - co za różnica ;)!? W tle leci słuchowisko, a po bokach ustawione są wygodne leżaki dla tych, co potrzebują odpocząć.


Atrakcja numer dwa to wewnętrzny kondygnacyjny plac zabaw z dużym basenem z piłeczkami. z tego luksusu korzystają także żłobkowicze, zatrzymując się jednak na niższym poziomie. Zjeżdżalnia, tor przeszkód a przede wszystkim dość duże odległości do wspinaczki sprawiają, że miejsce to przyczynia się do lepszej sprawności fizycznej dzieci. Jednym słowem - w zdrowym ciele zdrowy duch :) Koniki sprężynowe i inne zabawkowe gadżety dopełniają całości. 
Na zewnątrz znajdziemy dość duży warzywniak z grządkami oznaczonymi pięknymi tablicami z rysunkiem warzyw. To tu dzieci będą się uczyły jak hoduje się warzywa, które później jak obiecuje dyrekcja sami zbiorą i skonsumują ;) 
Mini Zoo - króliki, kurki, bażanty, przepiórki - tego dzieci już raczej konsumować nie będą, ale za to mają szansę obcować z przyrodą bardzo blisko. Z okien żłobka widać czasem przechadzające się zwierzątka, co budzi ogromny zachwyt w maluchach.

Zewnętrzne place zabaw (dla przedszkola i żłobka osobno). I tutaj pojawia się pierwszy minus i rozczarowanie. Sprzętów jest stosunkowo mało. Dwie huśtawki dla przedszkola, dwie zjeżdżalnie w tym jedna, z której od połowy trzeba się odpychać nogami żeby dojechać do końca, kilka bujaczy na sprężynie i jeden czy dwa bujaki wahadłowe. To znacznie, znacznie skromniejszy zbiór niż widziałam w poprzednim przedszkolu, gdzie zjeżdżalni było z 5 jak nie więcej z 3 czy 4 rodzaje huśtawek w tym takie, na których moja dwu-i-pół latka potrafiła huśtać się sama, domki z little tikes, wielka piaskownica, rowerki biegowe, hulajnogi, taczki, i wiele, wiele innych sprzętów, na widok których opadała mi szczęka. Wychodziły dwie grupy i jeszcze nie były w stanie skorzystać z wszystkiego. Tutaj zaś ciężko nawet się pocieszyć, że dostawią jakieś atrakcje, bo teren między huśtawkami jest wyłożony brukiem. 

To jedyny minus jeśli chodzi o wyposażenie, który tym bardziej drażni, gdy się go porówna z przestronnymi jasnymi salami, doskonałym zapleczem kuchennym, pysznymi, domowymi obiadami, piękną salą na drzemki dla maluchów, wygodną szatnią, bogatą ofertą zajęć dodatkowych i bogatym programem podstawowym (moja córka ma 3 angielskie w tygodniu, na zajęciach dodatkowych jest ich o dwa więcej), a wszystko za cenę, na którą większość moich znajomych reaguje z niedowierzaniem - ale to już musicie sprawdzić sobie sami ;)

http://www.bocianowo.edu.pl/
(część zdjęć pochodzi ze strony przedszkola)







piątek, 10 kwietnia 2015

wiosenne porządki


Wiosna znów sobie o nas przypomniała, więc ponownie wyszliśmy w teren. A terenu u nas sporo, szczególnie, jeśli się patrzy na niego z perspektywy kogoś, kogo czeka koszenie, nawożenie, dbanie, wyrównywanie i  kamieni zbieranie. 
Dzieci kochają zabawy na świeżym powietrzu i choć wystarcza im trochę piachu i komplet: miska - łyżka, to chcielibyśmy im nieco umilić czas spędzany w ogrodzie. Plany wielkie i ambitne - co z tego wyniknie - czas pokaże. Póki co nasz ogród przeoruje koparka próbując nadać mu jako-taki ostateczny kształt. Dzieci w przedszkolu, mąż w pracy a ja... sama... przerażona tym, czy aby z koparkowym na pewno uzyskaliśmy pełne porozumienie, siedzę w domu i już staram się nie wyglądać przez okna. ;)
Problem ze mną jest taki, że ja niby wiem co mi się podoba, niby nawet mam jakąś tam wizję, ale kiedy przychodzi do realizacji... nie jestem w stanie tego odpowiednio zmaterializować, ubrać w słowa, przekazać. Tak więc polecenia przekazywał mąż i tu rodzi się pytanie - czy nasze wizje są zgodne? ;) Powiem Wam, że nie stresowałam się tak nawet przy wykańczaniu łazienki (bo to jedyne względnie wykończone pomieszczenie u nas ;)

Niech się już ten etap skończy. Kolejne jawią mi się jako prostsze do ogarnięcia, choć wymagające więcej pracy fizycznej. W planach na najbliższe tygodnie są wywrotki żyznej ziemi, glebogryzarki, nasionka trawy, choinki, thuje, kosiarki, taczki, marchewki, pietruszki i szczypior, który szczęśliwie uchował się pod oknem od ubiegłego sezonu i będzie królował jako pierwszy w moim wymarzonym warzywniaku. A jak Bóg da to i plac zabaw - i na tym skupiam się najbardziej, jako na zwieńczeniu prac tegorocznych - chyba czekam na niego bardziej niż dzieci :)