wtorek, 28 października 2014

doczekałam się czasów...

I pomyśleć, że już doczekałam się czasów, kiedy moje dziecko uznało, że matka-staruszka powinna sobie odpocząć i... robi za mnie rano łóżko! :)
Brzmi sielsko?
:)
Co prawda przy tym pokrzyku
je na mnie, żebym przypadkiem jej nie pomagała i pościel w pojemniku jest raczej zwinięta w kłębek niż złożona w kosteczkę, ale nie będę tłumiła tego gorącego (oby nie ulotnego jak para) zapału! 
Ze sprzątaniem jej zabawek już nieco gorzej, ale wystarczy powiedzieć obojętnym tonem: "ok, ja sama to posprzątam", a Hanka z bojowym okrzykiem rzuca się i sprząta, aż się kurzy ;)
Powiedzcie mi, że ten etap trwa dłuuuuugooooo!!!!


W obliczu takiej pomocy nie należało zostać obojętnym, więc moją pierwszą w życiu pracę wykonaną techniką decoupage, dedykowałam mojej córce :)
Cudna technika, a 
jeszcze cudniejsza nauczycielka - Ania, dzięki której wczoraj miałam wyjściówkę bez dzieci i spędziłam wieczór relaksując się w miłym towarzystwie :))


poniedziałek, 27 października 2014

chłopacy

Coś się porobiło, coś się zmieniło, że moja córka, dotąd dość niedostępna i zachowująca rezerwę w kontaktach (przede wszystkim) z płcią przeciwną, nagle zaczęła odczuwać potrzebę obdarzania chłopaków buziakami...
Wczora
j zaatakowała biednych kuzynów, któzy jak to w tym wieku u chłopców bywa, uciekali, wyrywali się, wycierali i starali się na wszystkie sposoby bronić przed tego typu czułościami. Hania jednak nie odpuszczała i tuliła się, cmokała i obejmowała...

Czy nadszedł czas, kiedy należy zacząć pilniej obserwować otoczenie? ;)



sobota, 25 października 2014

laufradlove

To się zaczęło jeszcze wtedy, kiedy Hania nie potrafiła nawet chodzić... a może nawet jeszcze wtedy, kiedy zamieszkiwała przepastne przestrzenie mojego brzucha. Miłość do rowerków biegowych! Moja miłość :D I moje wyobrażenie o tym, jak to moje dzieci będą śmigać na laufradach z rozwianymi włosami i wypiekami na szczęśliwych twarzach. Ten rowerek był dla mnie z kategori MUST HEAVE. Hania dostała swój na Dzien Dziecka, kiedy miała niespełna 2 lata. Ku mojemu zaskoczeniu i nie ukrywam rozczarowaniu, bardziej zaciekawiła się samolotem na sznurku, który od nas dostał Jasiek, niż swoim biegaczem. Wsiadała na niego jedynie na chwilę po to, by zaraz odłożyć go w kąt. Cóż - pomyślałam, na nic się zdały filmiki jakie jej puszczałam na zachętę, na których dwulatki (a nawet 1,5 roczne dzieci), śmigały po skateparkach, wesoło odpychając się na rowerkach. Przełom nastąpił chyba podczas naszych wakacji na Kaszubach, gdzie kuzynowie Hani dzien w dzien korzystali ze swoich pojazdów, a Hania razem z nimi. Od tej pory z miesiąca na miesiąc Hania coraz częściej i chętniej korzystała z biegówki. Uwielbia zjeżdżać z górki, uwielbia się ścigać i ma wtedy, ten wyczekiwany przeze mnie, uśmiech na twarzy i rumience zdrowego, zadowolonego malucha. Widzę, że ma coraz lepsze poczucie równowagi, że rowerek pomaga jej rozwijać swoje zdolności ruchowe i co najważniejsze zapewnia tak ważny i potrzebny ruch! Bardzo bym chciała, żeby moje dzieci odziedziczyły miłość do sportu po tatusiu (w żadnym razie po mamusi).
Ze smutkiem myślę o coraz gorsze
j pogodzie, o błocie, które zalewa po deszczach naszą działkę i okolice i o przyszłych śniegach, które uniemożliwią korzystanie z rowerku... Ale co się odwlecze, to nie uciecze i mam nadzieję, że w przyszłym roku z takim samym, a może nawet większym zapałem powrócimy do rowerka biegowego. Mam też nadzieję, że bakcyla złapie także Jaś i może uda nam się po
jechać w czwórkę na rowerową mini-wyprawę :)












piątek, 17 października 2014

nie uświadczę

Wydaje się niektórym, że Hania, to dziewczyna odważna, otwarta, ekspansywna. Myślą, że w przedszkolu zawsze pierwsza i chętna do wszystkiego... 
Mylą się.
ja weryfikuję moje małe oczekiwania i małe marzenia, jakie w związku z rozpoczęciem przez nią edukacji się pojawiły...
...bo wierszyka na akademi przedszkolaka recytowanego przez moją córkę nie uświadczę... raczej.
Powie kto: "Daj spokój, ona ma dwa lata!"

Ale proszę Panstwa! To nie o wiek się rozchodzi, bo Hania wiersze całe i piosenki zna na pamięć, nawet nie o lenistwo, bo rymowanki uwielbia!
Pewnie nawet sprawa nie rozbija się o tremę, czy zawstydzenie, bo i w domu jej się zdarza nie chcieć nam czegoś zaprezentować, by później z cwanym uśmiechem wyszeptać całość tak, żebyś drogi słuchaczu wiedział, że ona to zna i umie, i że właśnie recytuje, ale nie usłyszał słów.

Tu chodzi o ciężki i przekorny charakter, o upartość i indywidualizm. Ciężka artystka z niej po prostu... i nie wydaje się, żeby miało jej to minąć - najwyże się umocni.
W domu po 10 razy kręcimy się w kółko i recytujemy wierszyki, bo ona to uwielbia, a w przedszkolu Hania nie będzie taczyła "BO NIE!". I nawet prosi Panią, żeby zabawę zorganizowała, ale siada na boku i obserwuje mrucząc teksty pod nosem, bo przecież nie zniży się i nie zatanczy z dziećmi - co to, to nie!
I po kim ona to ma? Przecież, że nie po mnie, co zaświadczyć może na pewno moja droga wychowawczyni z zerówki i podstawówki, którą, czasem tu zaglądającą, w tym miescu serdecznie pozdrawiam :)
ja się pchałam na siłę do przedstawien, wierszyków, piosenek, kółek tanecznych, chórków i innych wystąpien. ja rywalizowałam z koleżanką o to, która dłuższy tekst dostanie. Bo ja to uwielbiałam i rodzinę swoim marnym aktorskim talentem też zamęczałam....
Pozostaje poderzewać tatusia... Ale czy on się przyzna? ;)

Hania w sukience, którą dla mnie zrobiła moja babcia :)

wtorek, 14 października 2014

nie...bo nie



Nasza Panna „Nie, bo nie” miała dziś pasowanie na przedszkolaka. Wbrew mim (uzasadnionym) obawom, udało się pani dyrektor dźgnąć ją ołówkiem w rzec sakramentalne „Pasuję cię na przedszkolaka”.


Dlaczego miałam obawy?
1. Hanka czasem nie chce iść do
przedszkola (mimo, że jak już spędzi tam dzien, to jest całkiem zdowolona). Dlaczego? "BO
NIE!"
2. Hania nie tanczy z dziećmi w
kółeczku i nie bawi się w "balonika" (mimo, że w domu każe nam robić
go z nią po 10 razy). Dlaczego? "BO NIE!"
3. Hania nie chciała, aby ktoś jej bił
brawo na pasowaniu (tak, to ja je naopowiadałam, że będzie brawo, żeby ją zachęcić do podejścia do pasowania - skutek był iście odwrotny). Dlaczego? "BO NIE!"
4. Hania jak nas zobaczyła przejętych i dumnych w przedszkolu uderzyła w płacz i
z dziećmi siedzieć nie chiała i powiedziała, że nie pódzie do pasowania.
Dlaczego?...
W koncu jednak ustaliłyśmy, że mama podejdzie z nią i... jakoś się udało... Hani podejść,
a mamie zwiać ze "sceny" nieco na ubocze. Kredka, ramie, palec,
farba, odcisk na arkuszu pod przysięgą i już...
Hania w gruncie rzeczy zadowolona, że się odważyła, dodatkowo, że dostała
cukierkowego kwiatka i dyplom i kredki i nawet powiedziała, że zostaje jeszcze
w przedszkolu na obiad :)
Mimo, że zdjęć też nie chciała, udało mi się kilka mnie lub bardziej dyskretnie wykonać licząc na to, że kiedyś jednak będzie chciała mieć pamiątkę :)














sobota, 11 października 2014

panika


Chciało by się, żeby życie naszych dzieci zawsze przebiegało beztrosko. Chciałoby się, żeby uśmiech nie znikał z ich twarzy a iskierki radości z oczu. Chciałoby się rąbka nieba uchylić, całusami obsypać i nosić na rękach, żeby się tylko nic nie stało. Ale tak się nie da. 
Im starsze dziecko, tym bardziej się z tych objęć ochronnych wyrywa, tym silniej chce wszystko SAMO i wszystkiego chce spróbować. A już najbardziej kuszą rzeczy zakazane i te, choć w minimalnym stopniu ekstremalne.
A później płacz, siniak, krew, rozcięcie jak dziś, kiedy Hania z całym impetem rzuciła się na pufę groszkową. Nie zdążyłam ust otworzyć - szybka to była akcja. To nie był pierwszy raz, ale pierwszy raz pufa była zbyt blisko półek, a Hania zbyt daleko skoczyła i nastała chwila grozy, bo było widać, że trzyma rękę blisko oka.
Uczucia jakie przewalają się w tym momencie przez serce i umysł rodzica są całą gamą możliwych uczuć na ziemi, od wściekłości po współczucie i ogromną miłość. Chyba każdemu serce się łamie kiedy trzyma na rękach swoje płaczące dziecko. Mnie aż słabo się robiło, kiedy obserwowałam jak z sekundy na sekundę rana puchnie i rozszerza się rozcięcie. Skończyło się niegroźnie, ale w myślach tysiące "gdybów", które paraliżują, jeśli się choć na chwilę dopuści je do siebie. I znów człowiek chucha i dmucha, ale wie, że tak się długo nie da, że i tak znów nadejdzie chwila grozy. 
W klatce dziecka nie zamkniesz, nie zabronisz zabaw i próbowania czegoś nowego - to byłoby dla niego krzywdzące... Nie nastraszysz, nie przywiążesz do krzesła, bo taki żywioł i tak nie usiedzi, a i zwykłą kredką można sobie krzywdę zrobić... Pozostaje tylko modlić się o to, by nigdy panika, jaka pojawia się w takich momentach w sercu, nie była uzasadniona.

Powiedzcie mi, jak wychować i nie zwariować?! NO JAK?!



czwartek, 9 października 2014

czasami

I nadszedł ten czas, kiedy ze zdziwieniem mówię, że
CZASAMI wyjście z dwójką dzieci jest dla mnie mniejszym wyzwaniem, niż z jednym małym! :) HA!
Tak, to właśnie dziś doszłyśmy do tego wniosku wraz z Aga S. (choć ona jeszcze z jednym dzieciem), podczas spotkania Świadomej Mamy w Gdańsku.
Już niejednokrotnie uczestniczyłyśmy w takich spotkaniach, poczynając od czasu, w którym przed nami szedł wielki brzuch. Kiedy chodziłyśmy tam jeszcze z "piłeczką" nie było źle, ale później, aż do dnia dzisiejszego tylko trudniej. Dziś za to: dzieci przez dużą część czasu bawiły się z opiekunkami, albo nawet grzecznie czekały, aż mama obejrzy, przetestuje, dopyta, itd.
Co prawda ja miałam jeden/dwa incydenty...
1-szy: śmierdząca sprawa, lepiej nie wspominać...
2-gi: zdjęcie. Podczas warsztatów fotograf wykonywał zdjęcie każdej chętnej mamie/tatcie, dzieciom itd. Jak wiecie ja jestem chorobliwą fanką zdjęć moich malców, więc z racji braku kolejek też stanęłam przed obiektywem...z Jankiem.
Z Jankiem, bo Hania odmówiła pozowania. "Nie, bo nie!" "Nie, to nie!" Nie zmuszałam, zdanie uszanowałam. Jednak, po godzinie czy dwóch Hania przyszła i powiedziała: "Ja chcę mieć zdjęcie!" Pomyślałam - przepadło, ale jednak nie. Fotograf powiedział, że zaradzimy, że to nic, że już swoje "pięć minut" wykorzystaliśmy i zdjęcie wykonał :)
Tak więc poza tymi dwoma, nie tak strasznymi zdarzeniami, to
relaks, spa dla dłoni, towarzystwo koleżanek, dobra kawa... żyć nie umierać.
I tona rzeczy, od których oczu moich oderwać nie mogłam: drewnianych zabawek, materiałowych cudeniek, pięknie ilustrowanych książeczek i ekstra pięknych i funkcjonalnych mebelków do pokoju maluchów.
Mmmmm....
A tak a propos pięknych i funkcjonalych rzeczy, postanowiłam skorzystać z okazji i wziąć udział w testach produktów w Blogosferze Canpol Babies (http://canpolbabies.com/pl/blogosfera). Zobaczymy, co z tego wyniknie :)
A tymczasem zobaczcie moją piękną koralową dziewczynkę.



niedziela, 5 października 2014

jesień

Tak się nastawiłam, tak się zaparłam, że za wszelką cenę (no może jednak bez przesady), chciałam ją mieć.
Ją - hulajnogę na trzech kółkach z Biedronki. Okazało się jednak, że zapłon mam słaby, bo hulajnogi były, ale raczej w wakacje, a to, że Jula ma, to zasługa tylko wyprzedaży i jej dziadków, którzy tę okazję zoczyli.
Jeżdżę, szukam - nie wyprzedają nigdzie.
Tak byłam jednak zdeterminowana, po tym, jak zobaczyłam Hankę na julajnodze Julki, że pojechałam do Decathlonu w poszukiwaniu trójkołowych cudeniek. Powiem tak: ani kolory, ani budowa, ani cena nie dorównywały w swej jakości Biedronce. Szybko jednak moja uwaga została odwrócona od trójkołowych jeździdeł, gdyż Hania pochwyciła hulajnogę dwukołową i... pojechała.
Nie jest to jeszcze coś super pięknego, ale jak na dwulatkę na hulajnodze "od czterech lat", to radzi sobie całkiem, całkiem. No dobra, wg mnie radzi sobie bombowo! Coby więc dziecka nie uwsteczniać, zrezygnowałam z uproszczeń typu trzecie kółko i kupiłam zwykłą, klasyczną hulajnogę z dwoma kołami :)
Popatrzcie sami jak jej idzie! Myślę, że to zasługa rowerka biegowego, który jakby nie było równowagę wyrabia. Myślę, że rower na dwóch kółkach nie jest pomysłem bardzo odległym, tylko pedałować musi się nauczyć, a to się okazuje być większym problemem póki co ;p

Tak więc jeśli macie ochotę (i duuużo czasu), zobaczcie sami, jak Hanka swoje pierwsze "kroki" stawia na hulajnodze i nasze przygody, które miały miejsce w ten piękny jesienny weekend :)



odkrywanie nowych urokliwych miejsc w Żukowie












"niam niam" musi być :)


pokaz oldtimerów w Gdańsku i nasz poczciwy Golf 1








ukołysany krokami taty

 na spotkaniu z kuzynami