sobota, 30 sierpnia 2014

11J

Roczek już za miesiąc! Jestem w ciężkim szoku, że mam tak dużego syna...
...Bo mały to on nie jest, ale spokojnie - rośnie proporcjonalnie do swojej wagi wyjściowej ;)

Przez ostatni miesiąc zmężniał i stał się jeszcze bardziej rozumny.
Potrafi raczkować aż się kurzy. Staje sprawnie i chodzi przy meblach. 

Lubi oglądać świat do góry nogami, kiedy staje na nogach i głowie jednocześnie (z rękoma lub bez).
Potrafi pięknie zająć się sobą dłuższy czas, a także podebrać zabawki siostrze ;)

Uwielbia zwierzęta, na widok i dźwięk któych wydaje radosny pisk (tak - dziś leżąc w łóżku usłyszał psa sąsiada i to wystarczyło, żeby wywołać tę niepowtarzalną radość ;)
Chyba wychodzą mu trójki...

Kocha wodę - czy to w jeziorze czy pod prysznicem.
Przestał lubić swoje okulary i zazwyczaj nosi je w formie korali.
Jest okropnym domatorem i maminsynkiem!
Kiedy byliśmy na Kaszubach a później w Wilekopolsce nieźle dawał popalić nieśpiąc po nocach i marudząc w dzień. Wystarczyło przyjechać do domu i... cisza, spokój - noce prawie w całości przespane.
Zamienił (w końcu) pierś na mm. No dobra... zamieniliśmy brutalnie i siłą - ale liczy się efekt ;)
Najlepiej potrafi mówić mama, choć nie wiem, czy nie częściej używa ostatnio "niam, niam", które uwielbia i nie wybrzydza. Plus jest taki, że wystarczy nie kusić jego wzroku i głód przechodzi. Przy okazji tego "zwrotu" okazało się, że Janek doskonale kojarzy, że kaszka w paczce to to samo, co później w formie płynnej na talerzu, gdyż na zakupach dorwał się do takowej i wciskał mi wołając "niam, niam". "Niam, niam" jest wszechobecne i wystarczy chwila nieuwagi, by Janek ochoczo je pokrzykiwał na widok np. Hani talerzyków do zabawy ;)
Jakoś tak ostatnio zapomniał słowa "bao" - brawo, ale używał kiedyś więc niech mu będzie, że jest na liście.
"da" - chyba nie trzeba tłumaczyć.
"dada/tata" - to rzekomo już TO upragnione przez mojego męża "tata", które jednak nadal mały przeplata z "mama", kiedy patrzy na swojego ojca ;)
"bam" - jako bam i jako bim bam, kiedy kołysze zabawką na sznurku.
"buu" to buju 
i...to chyba wszystko póki co :)

Zdjęcia jakie jest każdy widzi, ale uchwyć człowieku taki żywioł!








poniedziałek, 25 sierpnia 2014

O tym kim nie jest Hania

Kim NIE JEST Hania?

"O, sianko! Dla świnek! Hania nie może jeść - nie mam ryja!"
"Bocian śpi. Jak się obudzi poleci na żabki. Hania nie jest bocianem!"
(wioząc dziadkowi posiłek na pole) "Hania nie zje - nie jestem dziadkiem"

To w takim razie KIM JEST?

" Będę pomagała mamie robić imprezę (urodziny)."

"Będziesz gospodarzem imprezy!"

"Nie jestem gospodarzem"a


"A kim jesteś?"

"Hanią" 

;)

<3

A u nas szaro, buro, ponuro, a na dodatek jeździmy żebrać o możliwość skorzystania z toalety i prysznica, bo nam przydomowa oczyszczalnia się zepsuła i jeśli chodzi o korzystanie z udogodnień typu toaleta, prysznic, zmywarka to mamy dosłownie przes.... I nawet Poo~Pourri nie pomoże ;)
Jutro nawiedzamy niezastąpioną w kryzysowych sytuacjach Agę S. :*
A tak było dziś u prababci - frajda, z pierwszej wspólnej, wannowej kąpieli :)



Ps.: a co do Poo~Pourri to widzieliście już to? 
(Gdyby kto pytał, to to cudo jest dostępne także w PL [Allegro i http://poopourri-poland.com/] POLECAMY, bo naprawdę DZIAŁA) ;)



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

wakacje na wsi

Jaśkowi wyszła gorączka i ogromne czerwono-ropne plamy. Lekarz stwierdził, że to pogryzienie jakiejś meczki lub komara. Plamy znikały pod wpływem antybiotyku w maści a gorączka nie. Druga wizyta i się okazuje, że gardło czerwone. Antybiotyk  do picia.
Na domiar złego okazało się, że winą mojego złego samopoczucia nie jest jedynie prawie wcale nieprzespana noc z chorym Jaśkiem, a także infekcja gardła -a jakże! 

Tak oto spędzamy sobie wakacje u moich rodziców. 
Tylko Hani wydaje się nic nie przeszkadzać i znów cieszy się malinami z krzaka i śpiewa o tym małym ogórku co się na ogrodzie został, świnie odwiedza pińćsetrazy dziennie i tańcami ciotkę zamęcza :)


:)

niedziela, 10 sierpnia 2014

aktywny weekend


To był aktywny weekend - taki, jaki lubię najbardziej :)
Wczoraj od rana pięciogodzinne zwiedzanie ZOO, obiad, usypianie dzieci i impreza w gronie znajomych. Dziś Msza Święta, obiad, ja rolki, dzieci z tatą rower i przyczepka, a następnie wizyta u dziadków/pradziadków.



Ale wróćmy do wczorajszej wizyty w ZOO. 
ZOO w Oliwie jest FE-NO-ME-NAL-NE! No - może oprócz licznych górek, po których chodzić sił brak, tym bardziej, że są pod koniec trasy.


Fenomenalne jest też Małe ZOO, do którego wchodzimy, za dodatkową, małą opłatą w wys. 2 zł. W cenie dostajemy gałązki liściaste dla kóz (o ile zwierzęta nie miały już wystarczająco dużo odwiedzających - karmiących do naszego przyjścia). Hania się bała - jak wielu rzeczy ostatnio. Janek kwiczał, łapał kozy za uszy i cieszył się, kiedy jadły mu z ręki liście :)
Dla Hani największą atrakcją jak, sama mówi, były małpy. Trafiliśmy idealnie na karmienie szympansów. Mała, a zresztą ja też, stałyśmy jak zaczarowane. Czy Wy wiecie co te małpy jedzą? Do wyciągniętych przez klatkę, w rządku ustawionych małpich łapek pan, który przyniósł prowiant rzucał jabłka, jajka i... duży jogurt naturalny w plastikowym kubeczku!
To było niesamowite. Małpy wołały o więcej, trzymały jabłka nawet stopami - byle więcej pomieścić. CUDO! A już nieodmiennie oczarowały mnie mamy małpki z maluchami uczepionymi u brzucha. Rzeczywiście jesteśmy do siebie bardzo podobni.
Drugi zwierz, który oczarował Hanię to Łoś. Pan Łoś był baaaardzo uroczy. Tym razem Mała odważyła się go nakarmić (może dlatego, że był w klatce). Biegała radośnie po gałęzie i obserwowała jak Pan Łoś pałaszuje ze smakiem, chrzęstem i mlaskiem swą ogromną a milusią paszczęką :)

Janek do każdego zaobserwowanego zwierzęcia wyciągał rękę i wołał, żeby mu je "da(ć)". Był przeszczęśliwy! Kiedy doszliśmy do auta po pięciu godzinach marszu dzieci zasnęły niemalże od razu. 

Ps.: Lato sprzyja chyba potencji u zwierząt. Dyskretne amory u żółwi to chyba już tradycja podczas moich wizyt w ZOO, a Pekari przepędziły swoimi wyczynami przepłoszone i skrępowane matki z ciekawskimi dziećmi ;p


















A to zdjęcie zostało wykonane 31 maja 2013 roku. Hania miała wtedy dokładnie tyle miesięcy co Janek teraz. Wydjaje się mniejsza - prawda? :)


środa, 6 sierpnia 2014

10


Spóźnione, ale jest - podsumowanie 10 miesięcy życia Jasia! :)

To był przełomowy miesiąc. 
Janek już siedzi i siada sam, staje przy meblach i osobach, a także przesuwa się w określonym kierunku trzymając się w.w. 

Zaczął raczkować na małych dystansach.
Mówi: ba (bam), mama (to jego ulubione słowo), buu (buju, bujać), pa - choć ostatnio przestał ;p
Tańczy i kocha to robić.
Bezbłędnie przybija "pionę", robi "papa", brawo i "kosi, kosi łapci", czasem przypomni sobie jak się pokazuje "takie dobre" i "jaki jest duży".
W ostatnim miesiącu swoimi ośmioma zębami spróbował licznych, nowych przysmaków, a także obu rąk mamy, jej barku i pleców, pozostawiając na jej ciele sine ślady.
Lubi eksplorować przestrzeń.

Potrafi trafiać sam łyżeczką do buzi, a często udaje mu się nawet nabrać na nią pokarm.
Pije ze wszystkich możliwych naczyń, także ze słomki, choć to właściwie umiejętność ostatnich dwóch dni, ale niech już będzie, że się/go pochwalę.

Jak na chłopaka przystało lubi piłki i wszystko co się przesuwa, rusza, a szczególnie to, co ma koła.
Od dnia swoich imienin, czyli od 4 sierpnia, nie pije już mleka mamy. Zrezygnowaliśmy z tego przywileju ponieważ w ostatnich dniach potrafił budzić się co godzinę, a nad ranem nie chciał nic, ani smoka, ani wody - tylko pierś mamy. Obecnie budzi się około dwóch razy w nocy i wymaga małego, coraz krótszego utulenia. PRZESPANE NOCE - PRZYBYWAJCIE!!!!

Poniżej 10 - miesięczny Jaś, któego coraz trudniej uchwycić, a także film ukazujący te bardziej urocze chwile naszego życia :)










wtorek, 5 sierpnia 2014

szumi dokoła las

Pojechały Matki Wariatki, każda z dwójką dzieci do lasu nad jezioro, do domku drewnianego z wiecznie za małym szambem, co zapełnia się w dobę, gdzie myje się człowiek w misce i tamże myje naczynia, gdzie podłoga skrzypi i żaby harcują. Pojechały i dobrze zrobiły. Przyznam - miałam chwile kryzysu, kiedy dzieci w kość dawały, kiedy zamiast szumu drzew słychać było tylko ich płacze, jęki i krzyki, kiedy Janek z moich rąk zejść nie chciał a w nocy budził się trylion razy i od piersi się nie odklejał. To były jednak piękne wakacje... Woda w jeziorze wyborna, ryby pływające między nogami do przetrwania, wynoszenie misek z wodą do przeżycia, Janek (nie)do zniesienia, Hanka - łobuz nadrabiała urodą, a jej radość i błysk w oku powodują, że za rok znów chcę tam  być. 


Po tych wakacjach Jaś, który na początku panikował jak mu się choć stopę zanurzyło w jeziorze, już wody się nie boi i rozchlapuje z wanienki, z prysznica przyjmuje strumień prosto w twarz, a w jeziorze czuje się jak ryba. 
Hania okazała się fanką jagodobrania. Może godzinami przeszukiwać krzaczki w poszukiwaniu smakołyków dla siebie i dla innych.
Las hojnie nakarmił  nas kurkami, jagodami, malinami i poziomkami prosto z krzaka i jakby wcale nie obraził się za zakłucanie ciszy i spokoju jego mieszkańców.