wtorek, 18 września 2012

23 sierpnia– 5 tydzień trzyosobowego szczęścia :)


(23 sierpnia 2012)
Mimo prognozowanego porodu przed terminem Hania kazała nam na siebie czekać do 19 lipca 2012 roku :)
Do szpitala trafiłam już w sb 14 lipca na wywołanie porodu za pomocą oksytocyny, które mimo moich największych nadziei i pozytywnej adrenaliny od rana tamtego dnia, że w końcu ujrzymy córkę, nic nie przyniosło. Historia (bez już większych nadziei z mojej strony) powtórzyła się w poniedziałek po niedzieli leżenia brzuchem do góry oraz we wtorek przy innej metodzie oraz w środę aż do wieczora. Pełna złości i pragnienia, żeby w końcu zrobili mi cesarskie cięcie a nie męczyli kroplówkami i tekstami: „piękne skurcze, chyba będzie dziś pani rodziła” z rezygnacją i nowym lękiem udałam się za poleceniem lekarzy z patologii ciąży na porodówkę. O 19.30 przekłuli mi pęcherz płodowy i podali kolejną kroplówkę a o 2.45 po wykańczających bólach krzyżowych i hardcorowej podróży wózkiem inwalidzkim na sam dół szpitala na USG urodziła się Hania ;) W tym to właśnie momencie, jak to mówią kobiety doświadczone w tych sprawach, rzeczywiście wszystkie bóle ustały i już nic nie było ważniejsze od słodkiego ciężaru (3.780 kg) na moich piersiach, długich czarnych włosków, przerażonych wielkich oczu i szukających maminego mleka usteczek. Świat stanął na głowie i byliśmy już tylko ja, Michał i Mała Hania.
Kolejne dni były jednak dość nerwowe z powodu rozłąki i licznych kłuć, badań, itp., podczas pobytu Małej na noworodkach na antybiotykoterapii z powodu zakażenia.  Ze szpitala wyszłyśmy 6 dni po porodzie. Od razu po drodze do mieszkania zgarnęliśmy, siedzącą do tej pory jak na szpilkach w Wielkopolsce, zakochaną po uszy we wnuczce babcię, która przyszła nam z pomocą w tamtych dniach. Zjechali się liczni goście, którzy podziwiali Hanie z każdej strony i było duuuuużo radości.
Ta radość trwa każdego dnia, z małymi przerwami na kolki, które naszą Hanusię niemiłosiernie męczą. Dodatkowo przypałętała się skaza białkowa, więc mama musi być na okropnej diecie bez mleczka, kakałka, masełka, sosików ze śmietanką i innych pyszności – ale czego nie robi się dla dziecka :) )
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę ile rzeczy wzdyma, bo oprócz nabiału zakaz jest jedzenia wszelkich powodujących bąbelki w małym brzuszku rarytasów, a także wszelkich możliwych uczulaczy jak pomidory, truskawki, itd.
Po niecałym miesiącu życia Hania pojechała z rewizytą do babci z Wielkopolski, gdzie zwiedziła Poznań i inne okolice pyrlandii. Każdego dnia poznaje nowe miejsca i rozwija swoje umiejętności. Główkę trzyma dzielnie w górze już od pierwszych dni, teraz pojawiły się pierwsze uśmiechy, a nawet próby gaworzenia. Dziś mija 5 tydzień pobytu Hani poza brzuchem i wszystko byłoby wręcz idealne, gdyby nie te kolki – teraz zaś, przynajmniej jest to wszystko realne ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz