O naiwności ludzka!
Ostatnio w porywie dumy, pychy i samozachwytu poczułam w sobie wszechmoc i stwierdziłam, że nie ma sytuacji macierzyńskiej, której bym nie ogarnęła. Szybko zrewidowałam swoje poglądy!
Dziś, z racji tego, że mąż zajmował się sadzeniem 40 choinek i 100 thujek na naszej działce, sama, jak już nie raz bywało, postanowiłam ogarnąć zakupy.
Spakowałam dzieci i pojechałam do naszej ukochanej Biedronki. Jak to na zaradną i dobrze zorganizowaną matkę przystało, już wcześniej zorganizowałam sobie dwójkę "na koszyk", zaplanowałam, że Janek jedzie w koszyku, a Hania pomoże mi w zakupach, przygotowałam dłuuuuugą listę zakupów i popędziłam w świat.
Już pod sklepem, kiedy dziecięcia moje były wypięte z pasów bezpieczeństwa okazało się, że dwójka wyparowała, a wszystkie kosze skrupulatnie poprzypinano jeden do drugiego. W tym momencie proszę Was powinnam nawrócić się na pięcie i wrócić do auta, ale... "JA NIE DAM RADY!?"
Dzieci, jak to dzieci, na zakupy poszły chętnie, ale zgodnie i tonem nie cierpiącym sprzeciwu oznajmiły, że każde chce mieć własny koszyk do ciągnięcia. To, co działo się później, poprawiło humor połowie klientów Biedronki, pozostała połowa cierpiała na ból kostek poobijanych koszykami moich dzieci. Hania dość grzecznie i posłusznie znosiła zakupy, za to Janek...
Janek pakował tylko najbardziej potrzebne mu rzeczy, czyli:
podpaski
piwo
i karmę dla kota.
Niestety ja na liście miałam też 5 litrowe baniaki z wodą, z której bardzo nie chciałam rezygnować, jajka, które w ostatniej chwili uratowałam wywalające się z jednego z koszy i wiele, wiele innych niezbędnych mi rzeczy.
Kiedy już dobrnęliśmy do kasy okazało się, że są straty - (na szczęście nie w ludziach :) - dwa jogurty i jedno jajko.
W takich momentach próbuję sobie wyobrazić co bym zrobiła z trójką dzieci...
hmmm - poradziłabym sobie - są takie sytuacje, że nie może być inaczej! :)
ps.: a już niedługo przyznam się co zrobiłam Jankowi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz