środa, 13 maja 2015

smok

Ok. Czas się przyznać. Zrobiłam to Jasiowi - jak wcześniej Hani...
I choć zabrzmi to okropną obłudą, to ja naprawdę staram się (i dobrze mi to wychodzi) nie okłamywać dziecka. Szczepienie boli, pobranie krwi zaboli, w przedszkolu będziesz dziś dłużej - samo życie. W tym jednak wypadku nie wyobrażam sobie powiedzieć prawdy.
Odsmokowanie. Moje dzieci nie używały smoka na czas aktywności. Smok od około 2-3 m. życia służył tylko do spania. Jęczenie w ciągu dnia pokonywaliśmy zabawą, piosenkami, wierszykami i czułościami. Za to w nocy, szczególnie Hania - bez smoka rady nie dawała ;) Podejmowane parokrotnie wcześniej próby wytłumaczenia, że na smoka jest się już za dużym wywoływały jedynie frustrację malucha i jeszcze donośniejsze domaganie się smoka. 
O ile Hania od początku była małym ssakiem, o tyle z Jasiem sama sobie jestem winna. 

Zmęczona długim porodem, cesarką i komplikacjami po niej nieustannie wpychałam mu smoka, kiedy tylko zapłakał. Kiedy on tego smoka wypluwał, ja uparcie wpychałam z powrotem, żeby mieć choć chwilę dłużej spokój i odpoczynek. Kiedy przyszliśmy do domu nadal stosowałam tę technikę, miewając co prawda co jakiś czas olśnienia, że to przecież nie jest tak, że dzieci nieużywające smoka wcale nie płaczą! Ale, choć Janek był dzieckiem bezproblemowym i łatwym w ogarnianiu, za każdym jego płaczem zapominałam o dokonanym postanowieniu i podawałam mu smoka. Czasem kilka razy - bo wypluwał. Przez właściwie cały ten czas Janek nie był do końca uzależniony. Jeszcze miesiąc temu bez właściwie żadnego planu udało nam się zacząć kłaść go spać bez smoka. Przesypiał ładnie, w większości całe noce. Myśleliśmy sobie - łatwo poszło. Ale poszło też dziecko do żłobka i nie chciało zasypiać, więc mama dała paniom smoka. Efekt - Janek się uzależnił. Razem z uzależnieniem nadszedł etap gwałtownego rozwoju mowy. Mały powtarza już właściwie wszystko i zna wiele słów, w związku z czym domaganie się "moća" do snu nie sprawiało mu żadnych trudności. Smoczek działał jak dobry środek nasenny i stał się obowiązkowy do spania. Pomyślałam sobie - z biegiem czasu będzie tylko gorzej. Nieśmiało zapytałam Pań co sądzą o odsmokowaniu Jaśka w żłobku, zastrzegając, że jeśli to ma być problem (Janek zaczął już bezproblemowo spać w łóżeczku w Bocianowie), to możemy z odsmokowaniem poczekać do lata, aż Mały całe dnie będzie pod moja opieką. Panie nie powiedziały ani tak, ani nie, ale następnego dnia oznajmiły, że udało się i Janek zasnął bez smoczka. Kolejny dzień - to samo. Niestety nie zdradziły czego użyły oprócz głaskania po główce, które w domu tak dobrze nie działało. Cóż - zostałam postawiona przed koniecznością zmierzenia się z problemem. 
I tutaj tak jak przy Hani poszły w ruch nożyczki i gorąca woda do wyparzenia środka smoka. Kiedy kładłam Jasia on jak każdego ostatniego dnia poprosił "moća", a ja mu go dałam. Tak szybko jak wsadził go do buźki, tak szybko go wyjął, z niedowierzaniem pokazując wielką dziurę. Nieszczerze się zdziwiłam i stwierdziłam na głos, że smok już chyba tak ze starości się popsuł i że trzeba go wyrzucić. W przeciwieństwie do Hani, Mały nie starał się jeszcze go ssać, nie chciał go zatrzymać - oddał mi go szybko, jakby go palił i nawet nie chciał brać udziału w procesie likwidacji. Wyglądał na przygnębionego i obrażonego na niedobrego smoka, który się zepsuł (gdyby wiedział, że to ja...) Z drgającymi do płaczu kącikami ust położył się spać, zasnął bez większych problemów i... przespał całą noc. Więcej już o smoka nie prosił, nie pytał - dzielny chłopak!

A ja tylko zastanawiam się, czy mogłam to zrobić inaczej, by nie przysporzyć mu większych cierpień niż w tym wypadku. Czy jest lepsze wyjście, żeby dziecko pogodziło się ze stratą tak szybko? Ta metoda sprawdziła się zarówno z Hanią, jak i Jasiem. Niestety skutkiem ubocznym są wyrzuty sumienia, z powodu okłamania własnego dziecka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz