niedziela, 8 września 2013

czas do przetrwania

Zamulać ani się zamartwiać nie lubię. Nie lubię mieć doła i ludzi wiecznie zdołowanych...
A jednak jakaś chandra mnie dopadła.

Przypuszczam, że jest to efekt dni poprzednich, wypełnionych stresem i nieustanną obserwacją córki, jej samopoczucia, reakcji na różne bodźce, wizyty w szpitalu, itp. 
Myślałam, że wystarczy kilka dni, że musi mi przejść przewrażliwienie, musi przejść chęć przytrzymywania jej by nie upadła nawet na prostej drodze. Jednak czas stresu się wydłuża. Przypałętało się jakieś wirusisko (prawdopodobnie). Dziś znów byliśmy u lekarza, aby ten zbadał małą i ocenił co to się dzieje z jej układem trawiennym. Dolegliwości dokuczliwe nawet dla dorosłego, więc nic dziwnego, że Hania chodzi i marudzi, dużo śpi, itd. Dobry objaw - woła co chwile "mniam, mniam", jednak zbyt długo jedzenie nie pozostaje na swoim miejscu. Od niedawna zaczęła na powrót urwisować, co mam nadzieję wróży szybki powrót do zdrowia. Obecnie pojechała z tatą obejrzeć postępy w budowie naszego domu, do czego ogromnie się paliła i z radością przyniosła swoje "buu" bym do drogi ją przygotowała. Kolejny promyk nadziei.
Już mi brakuje Hanki urwisa, bo Hanka w wersji chorej powoduje, że wszystko jest jakieś szaro-bure. 


Chyba ogólnie coś wisi w powietrzu bo tatę Hani bolą zatoki, a i ja nie czuję się jakoś tak "zdrowo". 
Trzeba wziąć się w garść, tudzież wziąć garść witamin i szybciuteńko się wyleczyć, bo jak to tak witać nowego członka rodziny psikając, prychając i nie wiadomo co jeszcze.

A my coraz bardziej niecierpliwi (choć w przeciągu tych trzech dni to nawet się cieszyłam, że Jaś jeszcze się nie zdecydował) i już naprawdę ostatnie guziki dopinamy. Tato Jasia, który puka do niego i próbuje siłą słowa przekonać go do wędrówki na ten świat, wczoraj przywiózł i złożył kołyskę, która jakimś cudem się u nas mieści. Mama Jasia już dawno przygotowała pościele i teraz wystarczy wszystko ładnie ubrać, przybrać, przystroić i Mały będzie miał swój mini kącik do spania :) 


Często rodzinnie się tulimy - już niemogę się doczekać, kiedy dojdzie dodatkowa osoba do obejmowania :)


Na zdjęciu Hanka ze swoim miesiem, o którym mówi, że jest psem "hał" ;)



2 komentarze:

  1. Okazało się, że miałam ustawiony czas centralny z Meksyku;)i wyszło szydło z worka jakie to egzotyczne podóże Matce po głowie chodzą...

    Co do upadku Hani - znamy to z autopsji. Józef był w podobnym wieku, gdy z łóżeczka na płytki w kuchni (mieliśmy łóżeczko mobilne robiące za plac zabaw) wypadł, głową w dół oczywiście. Tego strachu się nie zapomnina, ale z czasem się go oswaja...aż do następnego razu...ale przecież następny raz może być za 36 lat:)

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczna;)
    http://ifeon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń