piątek, 16 sierpnia 2013

kreatywnie


Po już dość dawnych pierwszych, nawet udanych, próbach zafascynowania córki czymś bardziej kreatywnym niż wyciągnięcie zabawki z kosza i poobracaniu jej w prawo i lewo stwierdziłam, że czas zintensyfikować swoje starania. 
Ponownie w ruch poszły kredki, a doszły farby i plastelina.

Zasoby (póki co) mamy dość skromne, ale plany wielkie :)
Z kredkami, do których już dawno sięgnęłam, a na widok których Hania woła "kóko, kóko", bo od rysowania kółek zaczynałyśmy, było tak, że po prostu wyszperałam w moim magicznym kartonie kredki, które kiedyś dostałam od kolegów i koleżanek w pracy
w ramach żartobliwego prezentu urodzinowego (bo że niby ja często w paint coś rysowałam? ;p). Prędzej, ambitnie (czytaj bezmyślnie), sięgnęłam do zwykłych pisadeł, jednak szybko się zorientowałam, że około 10 - miesięczne dziecko nieźle się irytuje, kiedy nie może na tyle utrzymać ołówka by to rysik dotykał kartki
a nie otoczka. Z kredkami świecowymi jest o tyle lepiej, że rysują przodem tyłem, a jak się człowiekowi zachce to i bokiem da radę ;) Minus taki, że łatwo się łamią ;) W planach za to mamy wyglądające zachęcająco i zbierające same pozytywne opinie kredki w kształcie kamieni, które w taki sposób są wyprofilowane, że nie można ich chwycić inaczej niż poprawnie. Kredki te rzekomo wspierają małą motorykę dłoni. Wypróbujemy! Dodatkowy plus ich taki, że dziecko się nie "otruje", kiedy przyjdzie mu do głowy spróbować, gdyż kredki wykonane są z SOI :) Dla zainteresowanych kredki zwą się Crayon Rocks :D
Po głowie chodziły mi też farby. I choć zamiary miałam takie,
by zrobić farby z naturalnych składników dostępnych w wielu gospodarstwach domowych, a więc także jadalnych, póki co kupiłam za 10 zł farby do malowania palcami w Biedronce. Przyznać muszę, że Hania zainteresowana była głównie wydłubywaniem farby z opakowania - ale cóż - i to na pewno coś jej "dało" w sensie rozwojowego poznawania świata. :)
Pomazałyśmy to i owo, a później szorowałyśmy siebie i owo dłuuuugooo, oj dłuuugo - ale warto było :)





No i plastelina - nasze dzisiejsze zajęcie na coraz cieplejsze południe. Ile Mała miała frajdy! Kulałyśmy kawałki kolorowego tworzywa, sklejałyśmy dwa kolory, kręciłyśmy ślimaki, przekładałyśmy kulki. Ile przy okazji takich zabaw Hania chwyta nowych słów! Owszem, była i próba konsumpcji, skutecznie przez mamę opanowana. Zabawa na tyle ciekawa, że Mała sama pokazywała, że chce do niej wrócić po chwili przerwy. Jednak jeśli mam już komuś doradzać, to doradzam coś w stylu PlayDoh, które jest znacznie bardziej miękkie i plastyczne. Małe rączki mają za mało siły, by ugniatać plastelinę szkolną.
Ale wszystko w swoim czasie :)





5 komentarzy:

  1. proponuje jescze plasteliną wyklejać na kartce.. Hania sobie poradzi bo madra z niej dziewczynka:) przyklej kilka kulek i niech je rozciera:) uwielbiam manualne zabawy kredkami, farbami itp.. najlepiej jak zaangazowane sa obie raczki to wtedy pracuja obie półkule :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dokładnie! Muszę spróbować tego wyklejania! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. witam, zapraszam na candy z prezentem dla dzieci. Do zgarnięcia ręcznie szyta poduszka w kształcie małpki z długimi nóżkami do supłania.
    http://malinapracowniahandmade.blogspot.com/2013/08/candy-pluszak-pamiatka-z-wakacji.html
    Pozdrawiam, Malina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, że dajesz jej nieskrępowanie wyrażać się twórczo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A jaka szczęśliwa! Śliczną masz córcię! :-)

    OdpowiedzUsuń