poniedziałek, 19 sierpnia 2013

człapu człap

Ostatnio doszłam do tego, że teraz tytuł naszego bloga nabrał nowego - pełniejszego znaczenia, odkąd przynajmniej jedno z moich dzieci nogami w pionie tupać potrafi :D
I zaraz wyjdzie na to, że córka moja ładniej i zgrabniej chodzi niż jej rodzicielka, która ostatnimi czasy zmieniła się w człapakusa pospolitego, który niejednokrotnie szura i powłóczy nogami. No cóż - kryzysowy miesiąc czas zacząć (może Jasiek się zlituje i nie będzie całego miesiąca? oby nie był tak łaskawy jak Hania, która przedłużyła okres ciąży do maksimum).

No ale nie o tym nie o tym. Pilnować się muszę, bo ostatnio tylko bym narzekała, a hormony zaczęły szaleć na dobre co poskutkowało niekontrolowanym, publicznym wybuchem płaczu - ale ciiii ;)

Bo ja o tym tupocie małych stóp pisać chciałam, który po mieszkaniu się rozlega, a który tempo z dnia na dzień zwiększa. Dziś te stópki kochane 13 miesięcy skończyły! :) Zdjęć comiesięcznych już nie ma, bo gdybym miała do 18 r.ż. zdjęcia dzieciom robić to by mi później ścian w domu zabrakło, żeby tę galerię wywiesić ;p

Ostatnio zaczęliśmy spacery z prawdziwego zdarzenia. Co prawda ja - matka polka, po takiej wyprawie ledwo się już ruszam, ale żal mi tracić ostatnich chwil sam na sam z moją córką i czasem wyciągam ją na zwiedzanie osiedla ;) A jak może niektórzy pamiętają, osiedle jak na Gdańsk mamy specyficzne, bo i ciągnik tu zobaczysz i kombajn, i kogut rano obwieści wschód słońca i łąka za płotem. Tak więc jest co zwiedzać. Poszłam raz więc w trawę z córką moją, a jej się to całkiem spodobało. Spacer fajny, męczący, ale dostarczający mnóstwo endorfin. Tylko jedno stworzenie ucierpiało - pani biedronka, która na naszej drodze się znalazła. I mimo, że mama starała się delkikatnie córce owo zwierze pokazywać, to entuzjazm Hanki przyćmił na chwilę jej delikatność i tak chciała utulić w paluszkach tę biedroneczkę małą, że jej się jedno skrzydełko uszkodziło  :( No ale cóż - w nauce trzeba ponosić ofiary. Przed podobnym losem uchroniłam zaś pewnego robala. Hanka do tego stopnia upodobała sobie spotkania z przyrodą pierwszego stopnia, że i czarnego brzydala na rączki chciała.
No i kamienie - wrodzona pasja chyba wszystkich dzieci! Dziś ze spaceru targała takiego wielkiego kamlota, na widodk którego z radości aż krzyknęła. I wszystko byłoby dobrze, gdyby każdej takiej zdobyczy po tym jak już poniesie grzecznie dziesiątki metrów nie próbowała skosztować, kiedy tylko matka choć na moment oczy odwróci. Bleee.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz