wtorek, 30 lipca 2013

ból rozstania

Już od początku, kiedy tylko dowiedziałam się, że udało się po raz kolejny przyczynić do powstania nowego życia, obok radości i wzruszenia pojawiła się ta myśl.
Ta myśl dojrzewała we mnie - nie... ona pęczniała. Wraz z typowymi dla ciąży hormonami wywoływała łzy skapujące w poduszkę wieczorem i ucisk w gardle, który pojawiał się przy codziennych wzruszeniach. 
Teraz, powoli ta myśl  we mnie eksploduje. 
I wszyscy mi powtarzają, że to nic, że przecież taka już jest kolej rzeczy - ja jednak mam z tym wielki problem.
Z jednej strony w myślach już pędzę na powitanie Janka, już jestem w szpitalu, kompletuję wyprawkę, z drugiej...
nie wyobrażam sobie wyprawy do szpitala, nie wyobrażam sobie pobytu tam, nie wyobrażam sobie co jeśli będziemy musieli znów zostać dłużej.
NIE WYOBRAŻAM SOBIE ROZSTANIA Z HANKĄ...
Nie po roku codziennej obecności, po roku codziennych uścisków, uśmiechów, przytulasów i buziaków. 
Zostawić ją na standardowe dwie doby - tragedia.
Zostawić ją na dłużej, co też jest niestety możliwe....
Szczególnie ciężko robi się ostatnio, kiedy mała przeszła z etapu - TATA na MAMA. 
Rano budzi mnie dźwięk jej słodkiego głosu, który woła "mama" dopóki nie spojrzę, nie powiem "dzień dobry". Często także w ciągu dnia przychodzi, wtula swoją główkę w moje kolana, następnie spogląda w oczy i znów wymawia to wspaniałe słowo. 
Do mamy chce na ręce w sklepie, choć tato idzie obok, a mama ledwo sama się ciągnie, mama ma jej śpiewać i grać, mama ma z nią pracować nad układanką, czytać książki... mama. 
Normalnie cieszyłabym się z tego, że przyszła i na mnie kolej, że nie muszę być już zazdrosna o ciągłe "tata, tata", ale...
wolałabym przez te dwa miesiące myśleć, że nie zwróci zbyt dużej uwagi na moją nieobecność, że nie będzie pokazywała paluszkami na drzwi, za którymi zniknęłam, dając do zrozumienia, że chce iść za mną...
Dziś jakoś szczególnie mi ciężko, po dniu istnego szaleństwa, brykania, hopsania, strojenia min, wytykania języka i patrzenia na świat do góry nogami... 
Na świat, który w pewien sposób dla małej wywróci się właśnie o 180 st., kiedy już po tej przykrej nieobecności pojawię się znów - jednak nie sama. 









1 komentarz:

  1. grunt to dobrze przygotować córkę na przybycie nowego członka rodziny - wiem, że to wiesz :)
    i na pewno dacie radę :) w dzisiejszych czasach istnieją telefony, będziesz mogła do córci zadzwonić, powiedzieć jej coś, ona cię usłyszy i na pewno odpowie.

    ale wiem, że łatwo nie będzie. kiedy leżałam z synkiem w szpitalu to obok mnie leżała dziewczyna po drugim porodzie i mówiła, że bardzo tęskni za synkiem, że to pierwsza ich taka rozłąka, ale to tylko dwa lub trzy dni :)

    OdpowiedzUsuń