poniedziałek, 10 czerwca 2013

wyobrażenia

Kiedy nosisz w swoim ciele małego człowieka Twoja wyobraźnia wygina się i przegina by stworzyć jego obraz. Chcesz choć trochę poczuć, że go znasz, chcesz wiedzieć jaki jest. 
Kiedy pod moim sercem mieszkała Hania, wyobrażałam sobie, że kiedy się urodzi będziemy takimi papużkami nierozłączkami, co to lubią się poprzytulać, posiedzieć ze sobą. Hania oczywiście była mi posłuszna - nie, nie była ideałem! Myślałam właśnie, że moje wyobrażenia są realne przez to, że Hania w nich broiła, ale po moim napomnieniu (cierpliwym, stanowczym, ale pełnym miłości), grzecznie robi to, o co ją proszę. Ta Hania zasypiała u mnie w ramionach, kołysana moimi kołysankami, bawi się przez długi czas zabawkami i jest bardzo szczęśliwym dzieckiem - byłyśmy pełne "pozytywnej energii".
tymczasem...

Hania to nieokiełznany żywioł. Jest WSZĘDZIE! Szczególnie tam, gdzie być jej nie powinno. Kurki od pieca, muszla klozetowa, środki czystości, kupa w piaskownicy, pająk, który przecież tak apetycznie wygląda, że chciałoby się go zjeść, wysokie schody, czy próg między salonem a tarasem, miejsce pod uczęszczaną akurat przez kogoś huśtawką - to wszystko jest takie interesujące! Na kolanach nie usiedzi. Wierci się jak mucha w smole, to jest przodem, to tyłem do rodzica. Wkłada palce w oczy (rodzice winni, bo tak nauczyli pokazywania gdzie ma misiu oko - przez dotykanie go), dłubie w nosie (nie swoim), gryzie łańcuszki i guziki od swetrów gości, zbiera paprochy z podłogi i konsumuje, zjada piasek z piaskownicy i wylizuje z niego foremki, ściąga umki i spinki podtrzymujące długą grzywę (której mamie żal ściąć). W wózku nie usiedzi spokojnie, najwygodniej jest jej tyłem do kierunku jazdy, albo w pozycji stojącej. Przewijak - czyste zło. Parzy w pupę, tak samo jak pielucha i tylko czasem da się przekupić otwartą tubką z maścią witaminową, w którą namiętnie wtyka paluszek wydłubując mazidło i smarując się nim po nogach. 
Hania, która choć lubi słuchać kołysanek i nawet czasem się przy nich wyciszyć i nucić z rodzicami, zaraz z pozycji przysypiającego dziecka zrywa się do pionu kwicząc radośnie, jakby wcale od 10 minut nie próbowała zasnąć. Hania, która jak chce iść "da-da" to nie wytłumaczysz, że zaraz, że za chwilę. Hania...

Moja ukochana, wymarzona istotka, która choć tak żywiołowa, że sił po dniu całym nie mam, mimo, że nie jest tą spokojną, słuchającą się Hanią z moich wyobrażeń, jest moją dumą i radością. I kocham ją taką, jaką mam, pracując w pocie czoła nad jej wychowaniem, swoją stanowczością i konsekwencją, którą czasem trudno jest zachować, kiedy patrzą na mnie te wielkie, ciemne, proszące oczy... Hania

ps.: ciekawe jaki będzie Janek... ;p

kilka wspomnień:

pierwszy samodzielny posiłek z użyciem łyżeczki :)



Knieeewooo :)



mój przyjaciel - pies sąsiada :) (dziś został sowicie nakarmiony trawą przez małą Hanię - bardzo mu smakowało! :D )




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz