A u nas cisza jest tylko pozorna i tylko pozornie się nic nie dzieje...
Tak naprawdę... tata pracuje dniem i nocą niemalże a w międzyczasie ogarnia kolejne etapy wykańczania domu.
Mama szydełkuje jak szalona - głównie czapki i jakieś kapciochy dla meli i chciałaby, żeby doba była dwa razy dłuższa bo projektów więcej niż rąk do trzymania szydła i niż godzin w ciągu dnia :)
Pochłonęło mnie to totalnie i tylko co jakiś czas odrywam się od moich robótek, żeby sobie uprzytomnić, że czas najwyższy wyprawkę szykować :)
Hania z Jasiem chodzą do przedszkola i już wcale nie dopytują, "czy dziś będziemy krótko", bo mówią, że długo być też bardzo lubią :)
A my po przerwie znów kawałek po kawałeczku wykańczamy nasz domek i przygotowujemy tymczasowe (a jakże inaczej) miejsce dla Meli.
W odstawkę poszły salonowo-biurowe regały, a na ich miejsce wskoczyła komoda, którą składała niemalże cała rodzina :)
Wiele radości jest w tym urządzaniu się. Może nawet więcej, a przynajmniej na dłuższy czas rozłożonej, że temat się ciągnie i ciągnie (już drugi rok) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz