sobota, 10 stycznia 2015

nikt mnie nie lubi

Nikt mnie nie lubi!
Ja tu się staram, robię co mogę, żeby świąteczne zapasy słodyczy w końcu wykończyć, żeby nie kusiło, żeby zacząć znów żyć lepiej, zdrowiej... a wszyscy dookoła robią mi WBREW!

Najpierw przyszli znajomi nr 1, którzy przynieśli ze sobą opakowanie słodyczy, która cały mój system żywieniowy wywraca do góry nogami. Ta słodycz spędza mi sen z powiek, rozbija plan dnia, wydłuża moje drogi, gdyż zawsze muszę zachaczyć o szafkę, na której stoi ono: ptasie mleczko! <3
Stwierdziłam - czas z tym skończyć! I z pomoca rodziny zjadłam ostatnią czekoladkę! W dniu, w którym miało to miejsce przyjechali dziadkowie. Myślałam, że zejdę na zawał, kiedy w ręku babci zobaczyłam pudełko pełne... ptasiego mleczka. Stwierdziłam, że z potworem należy walczyć raz, a dobrze! Następnego dnia ptasiego mleczka juz nie było - HA! POKONAŁAM DZIADA! Pomyślałam... jak bardzo się pomyliłam... Nie minęły 3 dni, a znajomi nr 2 odwiedzili nas z kolejnym kartonikiem zabójczej słodyczy. Cierpię. Psychicznie i fizycznie. W ostatnich dniach nawet ćwiczyć zaczęłam, a trenera mam nie miłosiernego: "Jeszcze ćwicz! Jeszcze ćwicz mamo! Hania lubi ćwiczyć!!!!" W ostatnich dniach nawet zaczęłam tęsknić i rozmyślać o sałatce cezara w ramach zdrowej kolacji! Niestety te rozmyślania zostały brutalnie przerwane. Teraz myślę tylko o tym, czy znów przyjąć taktykę "szybko wykończ rywala", czy udawać, że go ignoruję i nikomu się nie przyznając cierpieć w duchu...



A Hania dziś wieczorem ze szczerym śmiechem zdradziła nam:
A Maksio ma takie coś do pukania i Maksio dał mi to do pukania, bo Maksio się pomylił i myślał, że jestem już duża! hahahahahahaha!



3 komentarze:

  1. Haha, dobra historia z tym ptasim mleczkiem... Swoją drogą u mnie na stoliku też leży ;-) A córę masz prześliczną! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały blog! Trafiłam na niego niedawno i nie mogę wyjść z zachwytu (jeszcze trochę i przeczytam wszystkie Twoje posty). Jestem pełna podziwu dla Twojego macierzyństwa, kobiecości, małżeństwa. Niesamowite (kiedyś całkiem "zwyczajne") jest to, jak w Waszych codziennych sprawach gości Bóg. Wyczytałam, że pochodzisz z Wielkopolski, i z kontekstu rozumiem, że mąż z Pomorza - jak się poznaliście? Jestem na etapie wkraczania w dorosłość i ciekawi mnie, jak to się dzieje, że ludzie zakładają takie piękne, Boże rodziny jak Wasza? Marzę o takiej. O życiu z pasją, pięknym przeżywaniu każdego dnia. O byciu żoną, matką, przyjaciółką, wspaniałą kobietą. Coś mi się wydaje, że jesteś taką, choć oczywiście blog nie oddaje całego życia człowieka i wszystkich jego spraw.
    Czy mogłabyś napisać posta o początkach Waszej Wspaniałej Rodzinki? Jak to się zaczęło? Co było, nim usłyszeliście "tupot małych stóp"?
    Serdecznie Cię pozdrawiam, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze!
    I... oby tak dalej, oby coraz lepiej!
    Pisz dalej, pokaż światu, że macierzyństwo to wspaniała droga.
    Czekam na książkę Twojego autorstwa.

    Zosia

    PS Zdjęcia są urocze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosiu, zawstydziłaś mnie :) Pomyślę o takim poście - może dziś wieczorem? Zobaczymy. Życzę Ci, żebyś założyła taką rodzinę o jakiej marzysz! A my? - cóż - nie jesteśmy tacy idealni jak się wydaje (z resztą niektóre notki ujawniają moją frustrację ;), ale całkiem nam ze sobą dobrze <3 Miło mi, że idzie z tego bloga wyczytać, że Bóg jest dla nas kimś ważnym - bo jest!

      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń