niedziela, 14 września 2014

weekend pełen wrażeń


Całe nasze życie jest ostatnio pełne wrażeń, w związku z czym nie ma czasu i sił spisywać tego wszystkiego, co się wokół dzieje - a szkoda. Postanowieniem moim jest więc nadrobić kilka zaległości. Póki co, skupię sie jednak na tym, co wydarzyło się w mijający właśnie weekend.

A był to weekend bardzo aktywny, obfitujący w wiele wrażeń, co widać po śpiącej już Hani, która wymachuje rączkami i coś mruczy przez sen przeżywając  dzień po raz kolejny.


Ok - zmiana planów. Rozszerzę tą opowieść o jeszcze dwa dni: środę i czwartek. Były to dni spędzone z ciocią Pauliną, chyba najwierniejszą czytelniczką tego bloga i to jej dedykuję ten wpis ;p

Ciocia przyjechała specjalnie z Białegostoku, aby poznać moje dwa rozkosznie niegrzeczne potomki. 
Została od razu brutalnie wciągnięta w moją codzienność i zaciągnięta na zakupy z dziećmi ;)
Hania szybko pokochała nową ciocią i już nawet mama nie liczyła się tak bardzo... ;)
Korzystając z dobrego pretekstu, jakim było oprowadzenie gości po Gdańsku, po bardzo długiej przerwie wybraliśmy się na spacer po starym mieście, które już powoli rozludnia się na nowo, by odkryć swoje piękno skrzętnie zakrywane przez fale turytów w poprzednich miesiącach.


W piątek przypomniałam sobie, jak to jest, kiedy mężczyźni się za tobą oglądają. 

No dobra - nie oglądali się za mną, a za golfem 1, którym mój małżonek zabrał mnie i dzieci na zakończenie sezonu do Muzeum VW w Pępowie, gdzie oprócz zjedzenia upieczonej przy ognisku kiełbaski, pobawienia się z dziećmi, wylałam morze łez nad naszym pięknym bulikiem, którego na rzecz fundamentów sprzedaliśmy do wspomnianego muzeum.

Tęsknię za nim nie tylko dlatego, że kiedy jechałam w nim jeszcze więcej osobników płci męskiej się za mną oglądało, a wielu robiło nawet zdjęcia, ale dlatego, że to naprawdę piękne auto, a wspomnienia z podróży jakie nim odbyłam (m. in. do ołtarza), są bezcenne.
W Pępowie nabawiłam się też lekkiego lęku o to, że może się jednak zdażyć, że zamiast spędzania czasu w kuchni z matką, Hania będzie wolała jednak smród spalin, tawotu i innych garażowych specyfików. Mała biegała i wykrzykiwała dziwnie pobudzona "SIEDZIAŁAM W BULIKU, SIEDZIAŁAM W OGÓRKU!!!" Już teraz widzę powiązanie i wiem, że fakt wąchania przez nią wlewu do baku paliwa w samochodzie przed podróżą ma jakieś głębsze znaczenie ;)
Sobota była dniem przełomowym. To właśnie tego dnia, nasz dom zyskał w końcu klamki do drzwi! Koniec zatrzaskiwania się w pokoju i skakania z okna z powodu niewzięcia ze sobą klamki do środka ;) Kiedy klamki się montowały, za sprawą cudownych złotych rąk mego męża, ja z Hanią odwiedziłyśmy urodzinowo Oliwkę - jak te dziewczyny wyrosły od czasów, kiedy jeszcze można im było zrobić spokojnie zdjęcie, kiedy leżą obok siebie na dywanie! Wieczorem - czas dla Domowego Gościoła, czyli podładowanie rodzicielskich akumulatorów. 
Niedziela, to dzień, w którym spełniłam moje marzenie. Poszłam się sprawdzić w Parku linowym i...dałam radę. Co prawda ręce i nogi trzęsły mi się jak galarety, ale nawet nie wrzeszczałam na tyrolce i nie pogubiłam tramek bez sznurówek w jeziorze ;p Poszłabym nawet trudniejszą, dłuższą trasą do końca, gdyby nie to, że mąż nalegał, że mam już zejść, bo kolejny punkt programu czeka. W tym miejscu chcę wyrazić podziw dla Joanny Ś., która (niestety nie wiem jakim cudem, gdyż patrzyłam pod swoje chwiejne podłoże na wyjściu z mojego szlaku), wybrnęła z cudownego szpagatu wykonywanego z nogami każda na innej podwieszanej linie ;p SZACUN!

Pomimo, że to chyba ja miałam największą frajdę na tym festynie, dzieci także bawiły się dobrze, skacząc na dmuchanych zamkach, łowiąc plastikowe ryby, malując buźki i wygrywając "cukiereczka", co totalnie uszczęśliwiło nagrodzoną wędkarkę Hannę. Drugie w kolejności wrażenie z tego dnia, to była krowa, która nie robiła "mu" ;p Szkoda tylko, że nie udało się jej nam wydoić.

No i jedzenie. Szkoda, że nie było czasu na dokładkę pysznego żurku i spróbowania innych dobroci, choć może to i dobrze, bo po moim zejściu z lin gnaliśmy już na grilla wspólnotowego, gdzie przesympatycznie spędziliśmy resztę dnia.

Chyba dobrnęłam do końca ;)
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz