poniedziałek, 24 marca 2014

kryzys


Kryzys - to słowo najlepiej określa ostatni czas i mój stan.
Ewidentnie jesteśmy sobą zmęczone.
Ewidentnie pokutuje tutaj brak spacerów z kimś innym niż mama, brak babć i dziadków na miejscu przynajmniej raz w tygodniu, którzy by odseparowali nas na chwilę brak żłobka czy przedszkola, brak drzemek, brak... godziny bez siebie nawzajem. 


Bo my nawet do toalety jak papużki nierozłączki, bo inaczej płacz, zawodzenie, tudzież strach o życie o Janka. 
Bo ja nawet obiad gotuję z nią razem, bo pełno jej pod moimi stopami, że aż strach, bo niebezpiecznie, bo ona chce solić, chce kroić, chce na stołku przy kuchence stawać.

Bo my razem prasowaniem się zajmujemy - ja prasuję i składam, a ona rozkłada i przymierza. 
Ja sprzątam - ona rozwala.
Ja usypiam Janka - ona stoi pod drzwiami i specjalnie krzyczy, żeby obudzić.
Ja proszę o nieciągnięcie kabla - ona patrzy w oczy i ciągnie mocniej...
I gdyby to się tak rzeczywiście dało choć na tydzień do Wielkopolski wysłać, skoro babcia zaprasza...
ale jak, kiedy mi jej już po godzinie nieobecności brak!?

nielubię buntu dwulatka.

1 komentarz:

  1. Wyślij, wyślij -zobaczysz dobrze to Wam zrobi:) Józef już od pewnego czasu wybywa nam na kilka nocy i...tęsnota zżera mi serce, ale widzę jak ja ożywam po takiej przerwie, a Jujek z radością i nowymi wrażeniami wraca do domu:) i Janek też użyje - przez chwilę zobaczy jak to jest być jedynakiem (nasz Stefan docenia te momenty baaardzo;)

    Pozdrawiamy z Wielkopolski i zapraszamy też do nas, gdy będziecie w doma jarząbkowskim:*

    OdpowiedzUsuń