niedziela, 17 listopada 2013

chorobą jesień stoi


Jak nie jedno - to drugie, albo oboje naraz. Do tego dodać moje permanentne przeziębienie i chwilowe problemy z gardłem męża i mamy obraz tej jesieni. 
Niestety na zwykłych gilach z nosa się nie kończy. Ostatnio Jaś znów nawiedził szpital. 
Dziwna sprawa, ale trochę strachu było. 
Zeszłej soboty ulewaniom, a wręcz wymiotom nie było końca. Janek jadł i zaraz wszystko z niego wypływało. Do tego podejrzana zawartość pieluch i trafiliśmy do pediatry a następnie do szpitala nr 1 i szpitala nr 2. Po wykluczeniu w szpitalu nr 2 refluksu żołądkowego, mieliśmy wrócić do szpitala nr 1 na hospitalizację z powodu podejrzenia infekcji układu moczowego.
Przyznać się muszę, że zalecenia nie posłuchałam. Jaś nie miał gorączki, był radosny i sami lekarze wahali się, czy go przyjmować czy nie. Nie chciałam narażać go na niepotrzebne faszerowanie lekami i kontakt z chorymi dziećmi. Wróciliśmy do domu i zakupiliśmy sprzęt do wykonania badania moczu z posiewu i po odkażeniu rywanolem wszystkich miejsc niezbędnych zawieźliśmy próbkę do laboratorium. Wynik nieco przeraził naszego lekarza. Wyhodowano dwie bakterie, w tym jedną wyjątkową paskudę. Według opinii doktor, bakterii było zbyt wiele, by mogły się przedostać podczas pobierania próbki i ponownie trafiliśmy do szpitala na antybiotykoterapię. Po dwóch dniach wróciliśmy do domu, gdyż z ponowionego badania nic nie wyhodowano. Nie wiem co mam o tym myśleć, gdzie podziały się bakterie, skąd się wzięły w pierwszych wynikach - ale dobrze jest, jak jest ;) Tylko nadal nie wiemy co z tymi wzmożonymi ulewaniami, które chwilami wracają. 

Na koniec pochwalić muszę mojego syna ! Podczas "wakacji" na oddziale obrosłam w piórka. Jaś był ulubieńcem pielęgniarek, a jedną panią doktor, która ze studentami przyszła uczyć się dziecię badać, mocno zszokował. Oznajmiła swoim podopiecznym, że jak na 7- tygodniowe dziecko Jan zachowuje się bardzo dojrzale. Bo w tym wieku dzieci normalnie się nie uśmiechają w sposób świadomy tak jak to on robi i nie trzymają tak ładnie główki, jak to mój syn zaprezentował :) Małemu ewidentnie nie przeszkadzały kolejne pary rąk, które go dotykały, badały, mierzyły, rozciągały - wręcz przeciwnie: leżał zadowolony, prezentując swoje wdzięki, fikając nogami i zagajając rozmowę przesłodkim "a guuu", przeplatanym rzucanymi do jednej czy drugiej studentki uśmiechami. Taki z niego fajny facet - o! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz