wtorek, 15 października 2013

2

Wyskoczyła nie wiadomo skąd, niespodziewanie... Rozkrzyczana
i rozbiegana, czasem zapłakana, niedokładnie na guzik zapięta, rozczochrana jak poranne "dzień dobry", pełna ciepła i miłości, tupotu małych stóp i objęć lepkich rączek... druga rocznica naszego ślubu. 
I choć w natłoku spraw się nam o niej w tym roku jakoś tak zapomniało, to wzruszenie ściska za gardło, kiedy się o tych wspólnych dwóch latach pomyśli. Gdy się wyobrazi sobie, że mogliśmy się minąć, pójść inną drogą, trafić do innego tramwaju. Gdy się człowiek przestraszy, że mogła to być inna osoba, a nie ta, o której teraz się myśli jako o tej, którą Bóg przypisał na zawsze... aż do śmierci. Gdy się przypomni te wszystkie wspólne radości i smutki, narodziny dzieci, ich pierwsze sukcesy i upadki, gdy sobie człowiek przed oczami postawi ile to już razem osiągnęliśmy, z ilu trudnymi sprawami się uporaliśmy...
Gdy spojrzy się oczami wyobraźni w przyszłość, mając nadzieję, że wiele lat przed nami: wspólnych pobudek w nocy do płaczących dzieci, wspólnych poranków, śniadań, obiadów i mniej lub bardziej romantycznych kolacji, wspólnych zabaw z dziećmi, podróży, pracy, obowiązków, przyjemności i wspólnego milczenia we dwoje...
Można by dużo marzyć i wspominać, mówić o planach i oczekiwaniach, ale poza DZIĘKUJĘ i KOCHAM nie trzeba już nic więcej :)

zdj. B. R.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz