piątek, 9 sierpnia 2013

no to klops

No więc dopadło nas wirusisko jakieś. Tzn. Hanie dopadło, ale każdy to w pewien sposób odczuwa. Nie dość, że mamine i tatine serce krwawi na widok łzawych oczu, to jeszcze dają nam się we znaki humorki potworki. No cóż - p. dr. mówi, że coś powietrzem poszło, bo od rana do godziny 10:30 miała już 5 pacjentów z wysoką gorączką, bez innych objawów. Przepowiada, że może to trzydniowy wirus gorączki i mała dostanie pięknych kropek dnia jutrzejszego, co rzekomo ma świadczyć o jej zdrowieniu :) A jak nie, to dostanie kataru, czy czegoś innego, co będzie świadczyło o tym, że to nie wirus gorączkowy - w każdym razie martwić się nie mamy.

No więc się nie martwimy, leki dajemy, czekamy na wysypkę lub inne oznaki zdrowienia i staramy się przetrwać humory złośliwe.

Na koniec jeszcze pochwalić się chciałam, że córka ma od wczoraj chodzi sama... wszędzie! 
Nie wiem właściwie kiedy powinno się mówić, że dziecko "chodzi". Czy Hania chodziła już kiedy 19.07. kończyła rok? Robiła wtedy samodzielnie ok. 8 kroków - chodziła, czy nie?
Czy chodziła, kiedy potrafiła przejść szerokość pokoju od rodzica do rodzica?


Nie wiem. Każdy rodzic ma swoje definicje i bądź tu człowieku mądry. Wiem, że teraz chodzi jak szalona i coraz częściej zapomina, że jeszcze dwa dni temu najpewniej czuła się na kolanach. 
W ramach ćwiczenia nowej umiejętności wybrała się dziś w ośrodku zdrowia na zwiedzanie 


SAMA, BEZ MAMY. 
Chyba rzeczywiście smycz się nam niedługo przyda. Tylko jak to tak dziecko na smyczy...?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz