piątek, 19 lipca 2013

rok

Jakaś dziwna, senna aura ogarniała mnie za każdym razem, kiedy wsiadałam do Jerozolimskiego autokaru. Zatrucie pokarmowe? Skąd te mdłości? Czyżby falafel od ulicznego kucharza był nieświerzy?
I to wiercące dziurę w brzuchu przeczucie...
Egipt - dwie czerwone kreski pojawiły się tak samo niespodziewanie jak zapachowstręt, jedzeniowstręt i ogólnie wszystkowstęt. Hmmm tego raczej się nie spodziewaliśmy... Przecież miesiąc wcześniej nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie będzie mógł pojawić się KTOŚ jeszcze. Ledwie co powiedzieliśmy sobie "tak", planując życie "dopóki śmierć nas nie rozłączy" i chcieliśmy wyszaleć się na naszym honeymoon... Tymczasem kluska w gardle i zamglone łzami niedowierzania, radości i strachu jednocześnie, oczy zapowiadały nagłą zmianę scenariusza.
Nie do opisania jest uczucie, które towarzyszy świadomości bycia zamieszkanym przez sublokatora. Ta ciągła koncentracja na swoim brzuchu i strach, czy wszystko skończy się dobrze. Strach szybko stał się uzasadniony. "Ciąża zagrożona" - to zdanie zaciążyło na każdym naszym dniu. Każdy ból brzucha przyprawiał o zawrót głowy i pytanie - czy wszystko dobrze?
Kiedy podczas badania połówkowego moje przekonanie o męskiej płci mojego KTOSIA runęło, rozpoczęliśmy intensywną refleksję na temat imienia córeczki. Jak dobrze było w końcu zamienić słowo "Kuminek" (kto oglądał "How I meet your mother" ten może zrozumie ;) na Hania! Setki przeczytanych imion nie oczarowało nas aż tak (choć pewnie i to się w nich pojawiło), jak właśnie Hania, którym to imieniem cieszyła się wnuczka mojego wuja, a którego opowieść natchnęła nas do takiego a nie innego wyboru.
Wszyscy przepowiadali mi poród przed terminem, a to ze względu na bardzo częste skórcze przepowiadające. Jednak Hania, mimo, że rozpychała się na prawo i lewo nie wybierała się na ten świat zbyt chętnie. 
Sobota 14 lipca (tydzień po terminie z USG), dawała nadzieję na rychłe spotkanie. Niestety - trzy dawki oksytocyny nie pomogły, tak jak i noc spędzona na porodówce. Niedziela - odpoczynek. Poniedziałek - kolejne 3 dawki oksytocyny, wtorek żel i cewnik, środa - oksytocyna x3... Czekanie na spotkanie życia nie jest łatwe. W końcu wyrok, na który czekałam - wyjazd na porodówkę bez możliwości powrotu. 

Poskutkowało przekłucie pęcherza płodowego o godzinie 19:30, które wraz z kolejną dawką "super kroplówki" wywołało w szybkim tempie porządne skórcze. Nie można powiedzieć, że poród to najłatwiejsze przeżycie, a na pewno nie można powiedzieć tego o bólach krzyżowych. Jednak na pewno jest to przeżycie niesamowite. o 2:45 19 lipca wszystkie bóle przechodzą a serce rozpiera niesamowite uczucie. Jedno spojrzenie wystarczy, by utwierdzić rodziców w ogromnej miłości, jaka już prędzej była przeczuwana, a która w tej chwili staje się nieodłącznym elementem  ich małżeńskiego życia.
Hania była idealna ze swoimi 54 cm wzrostu i 3780 g. Długie ciemne włoski ozdabiały jej piękną twarz, ciemne oczy patrzyły bystro, a małe dłonie ufnie chwytały nasze palce wyrażając jednocześnie ogrom zależności jaka od tej pory się między nami wywiązała. Pierwsze chwile były cudowne - pierwsze tulenie, karmienie, bycie rodziną. Spokój nieco zakłóciło podwyższone CRP i konieczność pobytu na noworodkach, gdzie krzesła dla matek karmiących są twarde i niewygodne, przepisy zmieniają się wraz z każdą zmianą, a dzieci mają pokłute igłami rączki i nóżki. 

W końcu po 6 dniach udało nam się opuścić szpital i wrócić do domu. 
Kolki stały się kolejną trudnością, tak jak i skaza białkowa. Jednak były to jedyne nasze zmartwienia. Hania rozwijała się cudownie. Wszyscy, którzy ją widzieli zgodnie twierdzili, że nie wygląda na noworodka - bystre spojrzenie, zdecydowane ruchy, mocny głos... 
Od samego początku była przyzwyczajana do podróży. Mając niecały miesiąc odwiedziła Kaszuby, a następnie Wielkopolskę. 
15 września została włączona do wspólnoty Kościoła Katolickiego, płacząc przez większą część Mszy i dając znać o sobie całej parafii :D


Kolki przeszły książkowo - około trzeciego miesiąca.
8 listopada zjadła swój pierwszy posiłek nie będący mlekiem - jabłko.

20 stycznia znalazłam u niej pierwsze ząbki - dolne jedynki.
19 kwietnia powiedziała swoje pierwsze słowo - "tata", wskazując jednocześnie właściwą osobę.

Dziś kończy swój pierwszy rok życia. Rok, który dla nas stał się wyjątkowy właśnie dzięki niej, dzięki "cudowi natury", który każdego dnia obdarza nas swoim uśmiechem i przytuleniem. 
Ten cud ma dziś 10 zębów, własne preferencje kulinarne i zdanie na każdy temat. 

Uwielbia podróżować, bawić się w "a kuku", uciekać gdy się ją goni, być w centrum uwagi, śpiewać i słuchać piosenek, tańczyć, grać na instrumentach, jeździć wszystkim co ma kółka, albo i nie (patrz - miska), pluchtać się w wodzie, przekładać kamienie z miejsca na miejsce, oglądać książeczki... Ma wiele zainteresowań! 
Mówi wyjątkowo dużo jak na swój wiek. 
"mama, tata, baba, dziadzia, dzidzia, ciocia, da, papa, dła (dwa), kaka (lalka), kuku, kuko (kółko), gili, dada, brum..." A już totalną nowością jest słowo "niania", które wymawia, kiedy prosi się ją, żeby powiedziała Hania :)
Naśladuje odgłosy zwierząt (psa, kota, świnki, osła, muchy, kaczki, kury, kozy, krowy, gęsi).


Je łyżeczką, pije z każdego rodzaju kubka, a także z gwinta :D
Wie do czego służy większość domowych sprzętów. 

Ostatnio stała się z niej mała kobietka - domaga się torebki do zabawy, którą zakłada i zdejmuje tak jak i mamine ciuchy ;p 

Stoi na nogach, przechodzi sama około 8 kroków - cóż może i
 roczku nie podeptała tak, jak to jest w powszechnym rozumieniu, ale kto by sie tym przejmował! :)

Mimo, że na początku zapowiadało się nieźle do dziś budzi się około 3 razy w nocy i śpi ze smokiem (bo mama zbyt jest do niego przywiazana) :)

Jest wspaniała! Nie byłam w stanie wyśnić sobie bardziej kochanej i wspaniałej istoty!
I choć czasem zastanawiamy się nad ilością przespanych nocy i odbytych imprez, których bylibyśmy uczestnikami gdyby nie ona, nie potrafimy już wyobrazić sobie życia bez niej... Naszej małej Hani.













































A teraz uwaga uwaga - oficjalne podsumowanie zdjęć comiesięcznych :)

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII

Nie było łatwo tak żywej istocie robić zdjęć, jednak dobrnęliśmy :)





















































1 komentarz: