niedziela, 15 września 2013

kululu

Ponuro - szaro, buro, nijako...
Na szczęście dziś mieliśmy plany wyjściowe, a to za sprawą urodzin kuzyno-wujka.
Kręgle... Marzyłam o nich już długi czas...

Tym razem myślałam, że nie bardzo mogę grać, jednak obecna na sali Pani Doktor orzekła, że owszem, czemu nie - "najwyżej urodzi". Po tych słowach - dwa razy nie trzeba było mi mówić. Co prawda po wczorajszym, gorliwym sprzątaniu domu ledwo nogami powłóczę, ale cóż ;P Czego się nie robi "dla dzieci" ;)
Muszę powiedzieć, że nawet całkiem dobrze mi szło, co tylko potęgowało moją radość. Jednak chyba nic nie przebije radości Hani! Nie, nie - ona nie grała, tylko obserwowała, początkowo nawet czując się nieco zagubiona i przytłoczona gwarem, (później trzeba było za nią biegać tak się rozbrykała).

To stanie z boku wystarczyło, by małą osóbkę wypełniła niespożyta energia, którą przez całą podróż powrotną oraz czas przed pójściem spać wykorzystywała, by wciąż i wciąż opowiadać nam co widziała.
I tak najpierw w jej opowieści występuje słowo "kululu", po którym następuje sugestywny gest ręką, która rzuca niewidzialną kulę. Następnie Hania bije brawo, dając do zrozumienia, że się udało i że kula strąciła kręgle, co zostaje podkreślone dobitnym słowem "BAM!" I tak w kółko...
A spróbuj rodzicu tylko nie zauważyć opowieści na pół migowym językiem opowiedzianej, to Cię zaraz dziecię do porządku przywoła ;p

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała dziś także tego, iż minął dokładnie rok od momentu, kiedy Hania przyjęła chrzest święty. 

Świadoma swojego małego święta nie jest pewnie w żaden sposób, ale trzeba przyznać, że dziś była w Kościele niemalże aniołem! :) Może podświadomość działa? :)
Wychowanie do odpowiedniego uczestnictwa we Mszy Świętej nie jest takie łatwe, jakim je sobie wyobrażałam zanim miałam dzieci. Jednak nasza konsekwencja i trwałe, jednoznaczne reguły póki co odnoszą sukces i z Mszy na Mszę jest coraz lepiej. Aż dziś Hania zawstydziła pewną parę, której córeczka całą Mszę kaskaderskie wygibasy wykonywała. Pod koniec mama (do tej pory nie reagująca), wzięła swoje dziecię na kolana (a miało może ze 2,5/3 lata) i wskazała Hanię jako przykład. Nie powiem - mimo, że starałam się nie zwracać uwagi na zaistniały fakt, duma mnie rozpierała. 
Pytanie jeszcze, czy obecny u nas stan rzeczy nie ulegnie zmianie i nie powróci chęć ucieczki, tym bardziej, że większość dzieci biega, skacze, rozmawia na głos, a jak wiadomo jeden maluch od drugiego gorszy być nie chce ;)
Hania już wie, że w Kościele robi się "Amen" i czasem nawet mi pokazuje jak powinnam się zachować ;p Tak samo reaguje na stojącą u nas ikonę, którą czasem w porywie emocji bierze w ręce, przychodzi z nią do mnie, kładzie (mówiąc delikatnie) na podłodze i składa ręce. Wiem, wiem - póki co są to odruchowe zachowania, ale od czegoś trzeba zacząć :)
No. 

Co do Janka - brak mi na niego słów póki co, więc oprócz tego, że jest to zaawansowana końcówka 39 tygodnia ciąży, nic nie napiszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz