poniedziałek, 8 lipca 2013

III


Niewątpliwie jestem już w trzecim trymestrze! Wszystkie znaki na ziemi i niebie na to wskazują.
Objawy - raczej typowe: permanentna senność, w gardle pali jakbym się w smoka wawelskiego zamieniła (tylko ogona brakuje), bolą ścięgna (oj jak bolą! Bardziej niż przy Hance!), brzuch chodzi wszędzie przede mną i to na długo przede mną, a Janek wywija tańce-hulańce wystawiając na zmianę to jedną, to drugą kończynę. 
Taaaa... Trzeci trymestr... To ten czas, kiedy chyba każda ciężarna marzy już o rozwiązaniu. Marzy o tym, że będzie miała na tyle siły przy dziecku (tudzież dwójce), że weźmie się za swoje zdegradowane ciało i wróci do wyglądu sprzed ciąży (mimo tego, iż niby wiem, że niektóre szkody są nieodwracalne nadal się łudzę :D). Marzy o tym, że w końcu położy się na brzuchu by poczytać książkę z dzieckiem na dywanie, marzy o tym, że trzymanie nóżek razem jak dama nie będzie wymagało nieludzkiego wysiłku mięśni nóg, że do toalety nie będzie chodziła co pięć minut, a noce nagle staną się przespane (o ironio - często jest całkiem odwrotnie - oby Jaś sypiał tak jak Hania na początku). 

Taaaa.... 

Niech z tego wszystkiego choć rwa kulszowa zniknie...

Oczywiście marzy się o tym, żeby w końcu wziąć na ręce swoje maleństwo i tulić, tulić, tulić...
Tak więc byle do września... do połowy września... a w sumie do jego końcówki... 
W tym miejscu ogromniaste podziękowania dla mojej jarząbkowskiej rodziny, dzięki której przeżyłam ostatni weekend, a szczególnie dla Darii, dzięki której przeżyłam ostanie dwa tygodnie ;p



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz