poniedziałek, 24 marca 2014

kryzys


Kryzys - to słowo najlepiej określa ostatni czas i mój stan.
Ewidentnie jesteśmy sobą zmęczone.
Ewidentnie pokutuje tutaj brak spacerów z kimś innym niż mama, brak babć i dziadków na miejscu przynajmniej raz w tygodniu, którzy by odseparowali nas na chwilę brak żłobka czy przedszkola, brak drzemek, brak... godziny bez siebie nawzajem. 


Bo my nawet do toalety jak papużki nierozłączki, bo inaczej płacz, zawodzenie, tudzież strach o życie o Janka. 
Bo ja nawet obiad gotuję z nią razem, bo pełno jej pod moimi stopami, że aż strach, bo niebezpiecznie, bo ona chce solić, chce kroić, chce na stołku przy kuchence stawać.

Bo my razem prasowaniem się zajmujemy - ja prasuję i składam, a ona rozkłada i przymierza. 
Ja sprzątam - ona rozwala.
Ja usypiam Janka - ona stoi pod drzwiami i specjalnie krzyczy, żeby obudzić.
Ja proszę o nieciągnięcie kabla - ona patrzy w oczy i ciągnie mocniej...
I gdyby to się tak rzeczywiście dało choć na tydzień do Wielkopolski wysłać, skoro babcia zaprasza...
ale jak, kiedy mi jej już po godzinie nieobecności brak!?

nielubię buntu dwulatka.

piątek, 21 marca 2014

wyobraźcie sobie


Kojarzycie taką zabawę, w której miało się za zadanie zjeść jabłko zawieszone na sznurku bez użycia rąk?
Jeśli tak, to wyobraźcie sobie taką scenę:


Piekarnia. W oknach sklepu zawieszone dekoracyjnie na sznurkach, niczym korale, stare, wyschnięte bułki.
Pod jednym z takich sznureczków, śliczna, mała dziewczynka, o tęsknym, a jednocześnie zdeterminowanym spojrzeniu, próbuje wgryźć się w bułkę - kamień, która nieustannie wymyka się jej spragnionej buźce... 
Myślę, że sprzedawczyni miała dziś na długi czas zagwarantowany dobry humor :)


ps.: ja naprawdę nie głodzę swojej córki! :)

(http://tylik.motogrono.pl/files/2010/11/bulka.jpeg)

środa, 19 marca 2014

prawa ręka


Nasza 20-miesięczna Hanka, przedstawia sobą obraz osoby niezwykle rozwiniętej i ogarniętej. HA! Powiedziała skromna mama ;)
To ogarnięcie ukazuje się nam przy okazji pukającej do nas uporczywie fazy na Zosię-Samosię.
Hania SAMA pójdzie po schodach, bo przecież trzymać mamę za rękę to SIARA (!?)

Hania SAMA umyje zęby (to co, że metoda: najpierw wyssę ze szczoteczki pastę, a później trochę poszuram w prawo i lewo, jest nieco odstająca od rodzicielskich oczekiwań).
Hania SAMA założy/zdejmie buty.

Hania SAMA to i tamto...
Nie powiem, że nie - czasem doprowadza mnie to do szału, kiedy spieszno, niebezpiecznie, Drugie atencji wymaga, a tu wbrew pozorom jednak lepiej się przyglądać co Samosia porabia. Z drugiej jednak strony... Sama ją do tego od najmłodszych miesięcy przygotowywałam - jogurt dawałam do grzebania łyżeczką, widelec do nabijania parówki, ściereczkę do wycierania kurzu... 
Przyznam, że dumna jestem, kiedy widzę, że łyżka z zupą do buzi trafia nie tracąc swej zawartości, kiedy na widelec uda się nabić coraz to nowy kąsek, kiedy z chęcią wieczorem sprząta zabawki, kurtkę zdejmuje, czapkę wkłada, śmieci wyrzuca do kosza, a brudne sztućce do zlewozmywaka (sama - nie proszona!)


Ostatnio zszokowała mnie tym, że kiedy Janek ulał dość obficie siedząc na moich kolanach, a ja rozglądałam się nie wiedząc co robić wkoło (nic nie mówiąc), Hanka zakrzyknęła "kaka", co nadal oznacza pieluszkę i w te pędy szukać ratunku dla brata i matki. Szybko rzuciłam hasło: "w łóżeczku" i już za kilka sekund córka nadbiegała z pokoju obok z ratunkiem :) Taką mam z niej pomoc! Moja prawa ręka!



Jej "bystrość" ma też swoje mniej pozytywne strony, które często zamiast załamywać jednak śmieszą ;)
Np.: Rozmawiam z moją mamą przez telefon na opcji "głośnomówiący". Hanka podbiega do telefonu i krzyczy: "końci, końci, paaaaa!" i ciska jak szalona paluchem po telefonie, żeby babcię wyłączyć ;) Szczęście takie, że telefon zmieniłam i na nowym jeszcze nie wie jak to zrobić - stary miała już opanowany ;)

Zorientowała się także, że krzesełka są mobilne i jak się je odpowiednio przeniesie w inne miejsce, to można z nich sięgnąć niemalże wszystkiego. Taka to jest nasza 20-miesięczna Hanka :)

Proszę wybaczyć mój zachwyt i przechwałki (ale chyba każda mama tak ma na punkcie własnego dziecka ;P)


wtorek, 18 marca 2014

miałam citać

Miałam "citać". No nie powiem, że nic nie poczytałam, ale miałam nadzieję, że skoro Jasiu śpi i mam tylko Hanię pod okiem, to jakoś więcej uczytam. A tu raz trzeba sprzątnąć modelinę ze stolika i z dywanu wydłubać okruszki, coby tam na wieki nie zostały, raz trzeba lecieć na interwencję bo picie rozlane, raz biegiem do łazienki, bo słychać podejrzane dźwięki (drzwi się zapomniało zamknąć to się ma). Przy okazji trzeba zagadać, dopieścić, a z łazienki przywieźć na nodze. Wiecie jak to jest wozić na nodze? :) Woził mnie tak dziadek, woził ojciec to się wyłamywać nie będę, choć sem kobieta :) Hanka bakcyla złapała i co chwile siada mi pupą na nogę, rękoma obłapia i chodzimy tak (czytaj jeździmy) po mieszkaniu. Szkoda, że ja już za ciężka i za długie mam nogi, żeby i mnie ktoś tak jeszcze powoził :) 
A poza tym, to człowiek nie pomyśli i sam sobie pod górkę robi. Tak więc (wiem, wiem, nie zaczyna się tak zdania  ;), kiedy już siedziałam przy kompie około minuty pod rząd spostrzegłam, że pielucha Hanki pęka w szwach. Nie mogłam przecież czytać ze spokojem wiedząc, że potop tuż tuż. Hop na równe nogi, pieluchę przebrałam i coś mnie pokusiło... nie wiem co - chyba instynkt wychowawczy ;) - i zaproponowałam córce, żeby kolejnym razem zawołała siusiu wcześniej i zrobimy co trzeba na nocniczek. Można się było tego spodziewać, że właśnie wtedy, kiedy ja rozczytana i ledwo oderwana od Matki Sanepid (http://www.matkasanepid.pl/), Hania będzie chciała akurat zaraz, natychmiast z mojej propozycji skorzystać. Siedzi, wstaje, mówi, że już (siuś) - guzik! Proponuję, że może założymy pieluszkę, ona, że nie, bo siusiu przecież itd. W końcu nie wytrzymałam i poszłam za własną potrzebą, córkę, a raczej dywan zostawiając na pastwę losu, tudzież dziecięcej potrzeby fizjologicznej. Nagle... do toalety wpadła do połowy rozebrana Hanka, zanim zdążyłam zareagować porwała kawał papieru toaletowego i w nogi.
Wracam do salonu, a ona dumna z siebie pokazuje, że papier leży na swoim miejscu, czyli w nocniku.
Tak się proszę Państwa kończą wypady do toalety razem z dziećmi. 

:)

Ostatnio mam ogromną potrzebę wakacji od dzieci. Wystarczyłby mi dzień, może nawet pół. Potrzebuję naładować akumulatory nowym zapałem i energią, bo się nerwowa robię... Ech szkoda, że do Wielkopolski tak daleko...

citać


Postanowiłam, co ostatnio bardzo rzadko się zdarza, włączyć komputer przy dziecku, aby się trochę odprężyć, odpocząć od historyjek dziecięcych, od pieluch zmieniania i naczyń mycia. Hanka od razu doskoczyła do laptopa i pyta, czy będzie baja. Odpowiadam spokojnie, że bai nie będzie, bo mama chce poczytać. Mała na to: baja nie! CITAĆ! Hania też CITAĆ! Oczywiście była to tylko dobra wymówka do trącania palcami przycisków klawiatury ;) 

Tak więc drodzy Państwo, kończę w celu oddania się spokojnemu (o ile to możliwe z dziećmi) citaniu :)

Ciekawe, ile jeszcze nowych słówek nauczy się do końca dnia :)


poniedziałek, 17 marca 2014

zrobiłam to własnej córce...

Po długich wahaniach i zwlekaniu w nieskończoność, w akcie desperacji i poczuciu wszechogarniającego strachu ZROBIŁAM TO....
OBCIĘŁAM JEJ SMOKA!
Po porażce, która miała miejsce ponad pół roku temu nie chciałam popełnić tych samych błędów. 
Serce mi się krajało wiedząc, że kiedy ona spokojnie i radośnie poddaje się wieczornym zabiegom przygotowującym do snu, w łóżeczku czeka ją szok.
Położyła się, wzięła pieluszkę i smoka, włożyła go do buzi i nic. Zaczęło mi się chcieć śmiać. Uznaliśmy, że chyba nie zauważyła zmiany, choć odgłosy ssania zwiększyły ilość decybeli. Po chwili Hania wyciągnęła smoka, włożyła palec w otwór i stwierdziła: "dziudzia". Powiedziała to rozbawiona i dalej w tym nastroju na nowo zaaplikowała sobie s. Nie mogła jednak zasnąć. Nagle stwierdziła, że jest głodna. Daliśmy jeść (ukradkiem powiększając w smoku dziurę, żeby skrócić możliwie okres odzwyczajania), i na nowo do łóżeczka. Znów jest głodna... Zaczęło się to robić podejrzane... Zaczęło być trudno... Hanka robiła wszystko, żeby tylko nie iść spać, żeby tylko problem przestał istnieć. W końcu wyciągnęła swoją małą rączkę i oddała mi swojego przyjaciela. Przeprowadziłam rozmowę, że smok jest już stary, że się zepsuł, bo za dużo był już używany i że może czas się z nim pożegnać. 
Niemalże w podskokach pognała do kuchennego kosza, pokrzykując raz po raz "be" i "fe". Bez wahania rzuciła do śmieci do tej pory nieodzowny atrybut do spania, ostatnio coraz częściej, na nowo wymagany do jazdy autem, do kościoła, a czasem już przy wkładaniu kurtki - smok. 
Powrót do łóżka.
Teraz już nie było trudno - teraz było strasznie. 
Płakała, wiła się i krzyczała. 
Nie pomagało śpiewanie, opowiadanie, pocieszanie, oglądanie nocnego świata za oknem.
Nieustannie cmokała, by dać jej smoka i wtedy przypomniał jej się ten drugi. 
Na drugiego mieliśmy historyjkę. Jakieś dwa tygodnie wcześniej wypadł nam z wózka podczas spaceru i choć go podniosłam i schowałam do kieszeni do domu z nami nie dojechał, gdyż został u Agi S. Uznaliśmy, że zaginął. Przypomniałam to małej. 
Włączyliśmy bajkę na laptopie, by może przy niej zamknęła do snu swoje napuchnięte od płaczu oczka. Nie pomogło. Tak bardzo nie chciała spać, że wymyślała coraz to inne rzeczy. Raz nawet zaczęła wołać siusiu. Myślałam, że to kolejna próba wyciągnięcia nas z sypialni. Była tak zdeterminowana, że po przyniesieniu nocnika zrobiła, co wołała, co się nam jeszcze nie zdażyło! Byliśmy w szoku, a sukces powtórzył się kolejnego dnia (też przy próbie pójścia spać* ;) Około 21.30 Hania zażyczyła sobie, by położyć ją do łóżeczka i ku naszemu zdziwieniu, gdyż przygotowani byliśmy na kolejne godziny walki, Mała zasnęła i przespała całą noc. 
Kolejne dwa wieczory były dość łatwe, gdyż dość późno wracaliśmy do domu autem, w którym zasypiała i tak już zostawało na noc. W kolejny zasnęła dopiero, kiedy położyłam się z nią w pokoju, a następny przy czytaniu bajki. Obecnie idzie do łóżeczka, przytula się do pieluszki i... po prostu śpi. :)
Co dziwne, od czasu odsmoczenia, które miało miejsce 7.03. wspomniała o smoku może 2 razy plus opowiadanie historyjki o dziurze :) Co się zmieniło to to, że nie pozwala mieć smoka Jasiowi (którego nie udało nam się na razie odsmoczyć (używa smoka tylko do snu). Po drzemce zabiera mu smoka z buźki, oddaje mi i mówi stanowcze "nie". Nie próbuje podbierać smoczków innym dzieciom, nie szuka zastępstwa (choć raz podejrzałam, że chyba próbuje ssać kciuk, ale to się nie powtórzyło). Jest bardziej marudna, co albo jest zbiegiem okoliczności albo jakimś skutkiem odsmoczenia. Nie chodzi na drzemki, do których ostatnio miała mały powrót ku mojej radości. W ciągu dnia jest w stanie zasnąć tylko w aucie. 
W każdym razie są to niewielkie tylko skutki uboczne w perspektywe naszego - JEJ sukcesu.
Dobrze, że to już za nami! :)) <3

*Choć przez chwile łudziłam się, że upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu i gorąco oklaskiwałam córkę po 2 czy 3 razach przestało nam się udawać z nocnikiem. Hania jest jednak bardzo świadoma swoich potrzeb fizjologicznych, gdyż chowa się w różnych kątach i wychodzi, gdy już jest "po" i wtedy na pytanie "czy już" zmienia odpowiedź z "nie" na "siuś" (już), czemu towarzyszy wielka radość na twarzy. Czuję, że sukces nr 2 jest w pobliżu ;)








sobota, 15 marca 2014

Asiuś

Asiuś

Miłość siostrzano-braterska kwitnie.
Janek wybucha śmiechem na widok siostry, a siostra czule zwraca się do niego per Asiuś (zapewne podsłuszała moje Jasiuś :)
Ustały nawet (oby na trwałe) próby poodgryzania Jasiowych paluszków od stóp i wukłucia oka na rzecz wpychania Haniowych palców do Jankowych ust (po co?!)
Matce się włos na głowie jeży i już czasem nerw ponosi od nieustannego powtarzania "uważaj, nie kopnij, nie popychaj, nie potrąć"... 
Ale cudni są razem i nie wyobrażam sobie już ich osobno. Jedno do drugiego się garnie, o to, by zabawkę miało w rączce zadba, pogłaszcze (Hania Jasia i Hania siebie Jasiową ręką), przutuli, pocałuje, pobuja w foteliku gdy płacze.
Oby im tak zostało!

A nasz Asiuś od około 9.03.14 r. świadomie i dobrowolnie obraca się z pleców na brzuch i odwrotnie. Prędzej też mu się już to zdarzało, ale sporadycznie. Idzie mu bardzo dobrze, tylko czasem nie może wyciągnąć spod siebie ręki, co ją sobie własnym ciężarem ciała przygniata. Jak już się tak kulnie, to ma taką słodką radość na twarzy. Nagle jakoś tak bardziej polubił leżenie na brzuchu ;)
A nasza Haniuś coraz więcej zdań składa i dziś np. w kontekście potrzeby fizjologicznej kuzyna oznajmiła, że: "Hania maaa kupkę", ale że podejść na wąchanko nie chciała, a matka nie uwierzyła stuprocentowo w szczerość swojej córki, to pochodziła sobie tak chwilę z ogromną zawartością przymałej pieluchy, cośmy ją na rzecz siostry od Jasia pożyczyły. 
Od dziś obiecuję bardziej ufać córce :D




środa, 5 marca 2014

STOP NUDZIE


Nudzie mówimy stanowcze NIE i konsekwentnie spędzamy dnie na wariata, głównie poza domem :)
Już nawet chwilami tęsknię do spokojnej rozkładówki, do leżenia na dywanie i spędzania czasu tylko w trójkę. Taaaa... A później przychodzi już ten dzień i zaczynam kombinować ;) Tak więc w poniedziałek była Aga, we wtorek byłyśmy z Agą na wielkim placu zabaw na bulwarze, później u Agi w domu, a następnie Aga na Stepie a ja na mojej ukochanej ZUMBIE :D Stwierdzam, że taniej by było, gdybyśmy razem zamieszkały, bo i tak się widzimy więcej niż ze swoimi mężami, a tylko na dojazdy tracimy ;) Dziś też widziałam się z Agą, tyle, że inną (w każdym razie też mnie w domu nie było). Kolejną atrakcją było szczepienie Janka, który rozbawiał p. dr tak, że śmiała się w głos, odpowiadając na jego pogodne zaczepki i uśmiechy. Nie mogła się nadziwić, że ten ważący 8250 g i mierzący 68,5 cm chłopiec jest tak pogodny. Zapłakał króciutko przy każdym ukłuciu, ale wystarczyło przytulić i już było ok. Na koniec pożegnał kłującą go pielęgniarkę swoim pięknym uśmiechem i tyle w temacie szczepień (o ile nie przypęta się temperatura).


Dzielny po tacie!



Hania to mała papuga. Chodzi i powtarza zasłyszane słówka. Nowym hitem jest "dobra" i "ok", które beztrosko rzuca w odpowiednich momentach. Np.: "Haniu mama idzie wstawić pranie" Hania: "dobra". 
"Haniu posprzątaj zabawki" Hania: "ok". Tym razem zdania są wyidealizowane na potrzebę tworzenia odpowiedniego wizerunku bloga, a także z powodu krótkiej pamięci matki ;)

 Przyznać na koniec muszę, że coraz bardziej chcę mieszkać w mieście, mimo, że dom zbudowaliśmy na wsi, gdzie zawsze chciałam żyć. Co się zmieniło? Zasmakowałam w wygodach takich jak bliskość Agi, plac zabaw pod nosem, wiele miejsc spacerowych i ZUMBA. 
Nie lubię biegać, nie lubię jeździć na rowerze (chyba, że w Wielkopolsce ;), nie lubię ćwiczyć na siłowni, ale kocham ZUMBĘ! W dodatku, jak już przyszłam na zajęcia to okazało się, że tu tańczy się z moją ulubioną instruktorką, która prowadziła Zumbę, na którą chodziłam w Gdańsku :D : D :D Lepiej być nie może! 
ZUMBA HE, ZUMBA HA! :D


sobota, 1 marca 2014

5J

5 miesięcy, to już poważna sprawa! Kiedy to minęło?!
Nasz Mały Skarb jest coraz większy. Nosi ubranka 74, ma coraz dłuższe i bardziej gęste włoski, w których kolor blond pogrywa z rudym. Czaruje spojrzeniem! Zakochałam się w jego oczach na pograniczu zieleni z brązem.
Nadal jest bezzębny, chociaż ostatnie dni bardzo niespokojnie poszukuje pierwszych skarbów w swojej buźce.
Niemalże nieustannie się uśmiecha i tak słodko łapie każdego, kto choć na chwilę zbliży do niego swoją rękę, jakby chciał zatrzymać go przy sobie. Lubi też chwytać stopami i nóżkami niczym małpka :)
Grzechocze grzechotkami, potrząsa zabawkami, coraz lepiej kontroluje drogę smoczka trzymanego w ręce do ust i zaczął tolerować na dłuższy czas pozycję na brzuchu - tak przecież lepiej wszystko widać :)
Kategorycznie odmówił picia mleka modyfikowanego nawet wtedy, kiedy podaje mu je ktoś inny, niż nieobecna mama.
Jesteśmy teraz jeszcze ściślej ze sobą związani.
Lubi tarte jabłka i mruczy do łyżeczki, kiedy je :) Mniej ulewa - więcej gada. Ma bardzo dobre płuca, które wykorzystuje o 6.30 do wydawania z siebie przeciągłego "eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee".
Lubi spacery i obserwowanie drzew z pozycji wózkowej.
Na swoim chrzcie opanował do perfekcji umiejętność robienia mikrobąbelków ze śliny, czemu towarzyszy charakterystyczny dźwięk plucia ;D
Budzi się w nocy od 3-5 razy, a jego ufne spojrzenie i uśmiech znad piersi wynagradza mi wszystkie trudy, których (przyznać muszę), jest niewiele przy tak pogodnym dziecku <3