wtorek, 18 marca 2014

miałam citać

Miałam "citać". No nie powiem, że nic nie poczytałam, ale miałam nadzieję, że skoro Jasiu śpi i mam tylko Hanię pod okiem, to jakoś więcej uczytam. A tu raz trzeba sprzątnąć modelinę ze stolika i z dywanu wydłubać okruszki, coby tam na wieki nie zostały, raz trzeba lecieć na interwencję bo picie rozlane, raz biegiem do łazienki, bo słychać podejrzane dźwięki (drzwi się zapomniało zamknąć to się ma). Przy okazji trzeba zagadać, dopieścić, a z łazienki przywieźć na nodze. Wiecie jak to jest wozić na nodze? :) Woził mnie tak dziadek, woził ojciec to się wyłamywać nie będę, choć sem kobieta :) Hanka bakcyla złapała i co chwile siada mi pupą na nogę, rękoma obłapia i chodzimy tak (czytaj jeździmy) po mieszkaniu. Szkoda, że ja już za ciężka i za długie mam nogi, żeby i mnie ktoś tak jeszcze powoził :) 
A poza tym, to człowiek nie pomyśli i sam sobie pod górkę robi. Tak więc (wiem, wiem, nie zaczyna się tak zdania  ;), kiedy już siedziałam przy kompie około minuty pod rząd spostrzegłam, że pielucha Hanki pęka w szwach. Nie mogłam przecież czytać ze spokojem wiedząc, że potop tuż tuż. Hop na równe nogi, pieluchę przebrałam i coś mnie pokusiło... nie wiem co - chyba instynkt wychowawczy ;) - i zaproponowałam córce, żeby kolejnym razem zawołała siusiu wcześniej i zrobimy co trzeba na nocniczek. Można się było tego spodziewać, że właśnie wtedy, kiedy ja rozczytana i ledwo oderwana od Matki Sanepid (http://www.matkasanepid.pl/), Hania będzie chciała akurat zaraz, natychmiast z mojej propozycji skorzystać. Siedzi, wstaje, mówi, że już (siuś) - guzik! Proponuję, że może założymy pieluszkę, ona, że nie, bo siusiu przecież itd. W końcu nie wytrzymałam i poszłam za własną potrzebą, córkę, a raczej dywan zostawiając na pastwę losu, tudzież dziecięcej potrzeby fizjologicznej. Nagle... do toalety wpadła do połowy rozebrana Hanka, zanim zdążyłam zareagować porwała kawał papieru toaletowego i w nogi.
Wracam do salonu, a ona dumna z siebie pokazuje, że papier leży na swoim miejscu, czyli w nocniku.
Tak się proszę Państwa kończą wypady do toalety razem z dziećmi. 

:)

Ostatnio mam ogromną potrzebę wakacji od dzieci. Wystarczyłby mi dzień, może nawet pół. Potrzebuję naładować akumulatory nowym zapałem i energią, bo się nerwowa robię... Ech szkoda, że do Wielkopolski tak daleko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz