czwartek, 28 lutego 2013

co sobie Julka z Hanką powiedziały :)


Dziś, jako że dzień piękny i w końcu wiosnę można było poczuć wraz z powiewem wiatru, wybrałyśmy się do "centrum" na spacer, kawę i pogaduchy. Miło tak iść i nie martwić się o odmarznięty nos, piekące z zimna uszy. Ale są inne zmartwienia...

Kiedy jest zimno - wiadomo - należy nieruszające się w wózku dziecko opatulić jak się da.

Jak jest gorąco w słońcu, a wiatr chłodnawy, to rodzic idzie i wiecznie się zastanawia, czy aby nie przegrzewa bobasa, a może zawiewa za bardzo, a słoneczko w oczka świeci, a wiaterek w ucho dmucha...


No ale to czas przejściowy - później będzie ciepło, a nawet gorąco (oby nie zbyt gorąco, bo w czym opuchnięte nogi ciężarnej mamy będą chodziły???) i będzie można nieco zdjąć z siebie :D

A po spacerze dotlenione i wyspane koleżanki szeptały sobie a ucho wspomnienia z wyprawy :D

Odkrycie dnia dzisiejszego (przyznaję - nie moje): zamiast jednej, przydałyby się dwie parasolki - na każdą stronę jedna. Przeginanie pałąka w tę i z powrotem nie jest zbyt wygodne ;/



środa, 27 lutego 2013

cała naprzód!





No to już tak na serio, na poważnie można powiedzieć, że pełzniemy. No dobra - może nie do końca na poważnie, bo pełzanie z odpychaniem się jedną nogą wygląda chwilami komicznie, ale mama dumna - przez śmiech, ale dumna :)



Grunt to mieć dobry cel - butelkę z wodą, kawałek papieru lub słoiki z przetworami, które przywieźli dziadkowie. 

Właśnie - dziadowie! Odwiedzili nas w ten weekend babcia i dziadek z dalekiego Jarząbkowa, do którego to my mieliśmy się wybrać, ale mówią, że ospa panuje, a że mama jeszcze chora nie była, a chorować nie zamierza, że Hania mała i by jej było niemiło być zarażoną - to nie pojechaliśmy. 











Poza tym jest jeszcze jeden ważny powód :) Już prawie 4 cm małej miłości pod sercem :)
Z tego też powodu rewolucje kuchenne i zdrowy obiad (ciekawe jak długo da radę wytrzymać w postanowieniu zdrowszego odżywiania się ;p


proszę Państwa: pulpety gotowane w parowarze, makaron pełnoziarnisty i sos marchwiowo-pomidorowy
(modyfikacja przepisu ze str. http://margarytka.blogspot.com/2011/04/sos-warzywno-pomidorowy.html)


zabawa w a kuku:



wtorek, 19 lutego 2013

7 rozbrykanych miesięcy :)


Szur, szur, szur, szur... sunie mała Hania po mieszkaniu.

"Tatatatatatatatatatata"... patrzy zadziornie w oczy mamie i jakby specjalnie, jakby rozumiała, na przekór woła nie te sylaby, na które ona czeka :)

Mieszkanie przemierzyła już wszerz i wzdłuż turlając się i pełzając, a za nią spanikowani rodzice chowając coraz to inne rzeczy dalej, głębiej, byle by nie sięgnęła, nie obaliła na siebie zbyt lekkich krzeseł (choć i z ciężkim taboretem już sobie radzi), by nie wywaliła na siebie kosza na śmieci, by nie pościągała ubrań z suszarki... 

Zabawki nie są tak atrakcyjne jak szeleszcząca torba od pampersów, jak frędzle od dywanu, paproch na podłodze, czy guzik od swetra gościa - ot typowy obraz 7-miesięcznego dziecka? Typowy, albo nie, bo wszyscy powtarzają, że jest wyjątkowo ruchliwa :D

Dziś zrobiła bunt i zasypiać sama nie chciała - a co! Ma 7 miesięcy - ma swoje zdanie - łóżeczko parzy!

Z nowych sukcesów: potrafi już używać swoich dwóch zębów nie tylko do gryzienia metek, lecz także pokarmu :D Radzi sobie coraz lepiej z większymi kawałkami! Szkoda tylko, że tak niewiele może jeść ze względu na alergię - ale pracujemy nad tym i cierpliwie próbujemy kolejne produkty.
Potrafi także przyjąć postawę jak do raczkowania i przesuwać nogi, jednak nie potrafi tego skoordynować z ruchem rąk - ale rakiem (do przodu) będzie już niedługo - to pewne! :)


W weekend kolejna wyprawa do Wielkopolski - po dłuuuugim czasie nieobecności :)))


A to 7-miesięczna Hania :)











czwartek, 14 lutego 2013

a psik


No i dopadło nas pierwsze większe przeziębienie. Świece do pasa lecą, frida stała się sprzymierzeńcem matki i wrogiem dziecka, sól fizjologiczna tryska niczym gejzer - trzeba sobie radzić!

Do tego apetyt jakiś słabszy - nie wiadomo czemu... Obiadki, które prędzej smakowicie dziecko wcinało teraz wywołują odruchy wymiotne, mleko - z 300 ml na dzień to jest czasem szczyt marzeń matki (butelkowej już) karmicielki. Kryzys - co zrobić. Ale mówią, że kryzys początkiem dobrego :D Oby! 

A już jutro wpada do nas ciocia Eliza, więc będzie nam weselej :))



środa, 6 lutego 2013

zębowa wróżka II

Posiadanie dwóch zębów nie jest sprawą błahą! Należy o nie należycie dbać, ich wygląd i blask pielęgnować, aby mogły zdrowo chrupać:
marchewę...
kalafior...
gryzak...
metkę....
mamy palec...

Tak więc sprawa nie jest prosta! 



Ale mama była w sklepie i zakupiła odpowiednie osprzętowanie :D
szczotka - JEST!
pasta - JEST! i to żurawinowo - miętowa - mniaaaaaaaaaaam.

Do kompletu brakuje nam jeszcze

pary zębów:



 i zapału do szczotkowania, ale i ten bez trudu się znalazł i małe rączki przejęły sprawy w swoje paluszki :D
a to dowód na to, że należycie obie strony zostały wyszorowane :)

 prawa....
 i lewa....


po tym jakże przyjemnym rytuale, który (skoro już mamy poważną szczoteczkę (a nie tylko taką na palec mamy) i poważną pastę), mamy zamiar praktykować codziennie, można z czystym sumieniem i czystymi ząbkami w liczbie 2 iść spać. I NIE MA MOWY O ŻADNYM PRÓCHNICOWYM KOSZMARZE ;)


dobrej nocy :)